niedziela, 26 października 2014

One Shot: Zadanie część 4


OS dedykuję Neci, która zawsze czyta, nigdy nie komentuje :)) XD


Violetta obudziła się wtulona w klatkę piersiową ukochanego. Na samą myśli, o tym co się zdarzyło się wczorajszej nocy szeroko się uśmiechnęła. Leon jeszcze słodko spał. Dziewczyna pierwszy raz w życiu widzi tak słodki widok. Jej ukochany, taki niewinny i do tego nagi śpi koło niej.
W tej chwili nic jej nie obchodziło. Nie myślała, o tym jak będzie kiedy wróci do domu. No przecież, żeby spędzić tą noc razem z Leonem musiała uciec z domu. Dobrze wie, że jej rodzice odchodzą od zmysłów, lecz nie ruszało jej to w ogóle. Żyła chwilą... Wspaniałą chwilą.
Po nie całych 10 minutach chłopak zaczął słodko marszczyć nosek. Inaczej budzi się jej książę. Gdy otworzył oczy spojrzał na nią. Pierwsze co pomyślał to co ona tu robi, ale potem przypomniało mu się wszystko i szeroko się uśmiechnął.
-Hej misiu.- szepnął całując ją w usta na powitanie. Jego głos był nadal zaspany. Ten dźwięk bardzo spodobał się szatynce.
-Hej. Jak się spało?- zapytała z uśmiechem na twarzy. Jeszcze nigdy tak się nie czuła. Od tej chwili codziennie chce tak się budzić. Tylko jest jeden problem. Ona jest jeszcze niepełnoletnia... No i oczywiście sprawa Leona.
-Jak nigdy dotąd.- powiedział pocierając nosem jej policzek. Ta na ten gest się zarumieniła i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
-Ja też. Już zawsze chce budzić się koło ciebie.- wyznała z szczęście w głosie i wtuliła się jeszcze mocniej w chłopaka. Na te słowa chłopak posmutniał, lecz nie chciał pokazać tego swojej ukochanej Po prostu nie mógł...
-Wstajemy?- chciał zmienić temat. Szatynka ciężko westchnęła i poluzowała uścisk, którym była przytulona do Verdasa.
-Tak jasne, idziemy.- powiedziała wstając.- Ciekawe co moi rodzice powiedzą, gdy wrócę do domu.- zaśmiała się dziewczyna.
-No na pewno będą szczęśliwi, że ich jeszcze niepełnoletnia córka przespała się z chłopakiem, o którym nawet nie mieli pojęcie.- powiedział spokojnie Leon zapinając pasek od spodni. Violetta spojrzała na niego spodem łba i pokręciła z niedowierzanie głową.
-Okej, wyobraźmy sobie, że to ty jesteś na miejscu mojego taty, co byś zrobił?- zapytała dziewczyna po części ubrana, to znaczy miała na sobie tylko koszule Leona. Szatyn podniósł lekko głowę do góry i zaczął myśleć.
-Po pierwsze nie zabraniał bym jej chodzić do chłopaków, po drugie byłbym dobrym tatą, który na wszystko pozwala.- powiedział patrząc z spokojem na dziewczynę stojącą na przeciwko. Nagle coś mu się przypomniało. -A i nie chce mieć dzieci.- powiedział i skierował się w stronę drzwi. Odpowiedz chłopaka zdziwiła szatynkę.
-W ogóle nie chcesz ich mieć?- zaciekawiła się Violetta podążając za swoim chłopakiem. Na to pytanie Leon stanął i obrócił się tak by popatrzeć na ukochaną. Ciężko westchnął. Dziewczyna nadal wpatrywała się w niego. Chciała wyczytać coś z jego twarzy. Jedynie co widziała to lekką irytację i znudzenie.
-Kiedyś to może, ale nie teraz. Mam ledwie 22 lata.- powiedział i pocałował dziewczynę w policzek. Ta tylko się uśmiechnęła.- Idziemy coś zjeść?- zapytał z nadzieją w głosie. Młoda szatynka lekko się zaśmiała i pokiwała twierdząco głową. Była bardzo głodna. Z resztą tak samo jak szatyn.
Leon chwycił Violettę za rękę i podążyli schodami w dół, a następnie weszli do kuchni.
Razem zaczęli przygotowywać śniadanie. Co jakiś czas posyłali sobie uśmiech i pełne miłości spojrzenie. Razem czuli się naprawdę swobodnie, choć byli razem nie długo.
Gdy śniadanie było gotowe Leon zaczął nakrywać do stołu. Nie trwało to długo. Kilka minut później siedzieli i jedli razem przygotowane poranne jedzenie.
Violetta wiedziała, że będzie musiała wrócić do domu, bo nie jest jeszcze pełnoletnia, a jej ojciec mógłby oskarżyć Verdas o porwanie, a nawet może i gwałt. No tak, puki nie ma tych 18 lat nic nie może robić.
Tą przyjemną ciszę między parą przerwał dzwoniący telefon chłopaka. Spojrzał na wyświetlacz "Chris". Odrzucił połączenie z myślą, że oddzwoni mu później. Na pewno będzie ciekawy jak młodszy brat radzi sobie z zadaniem.
-Nie odbierzesz?- zdziwiła się Violetta połykają sok pomarańczowy. Chłopak spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
-To tylko Christopher. Potem mu oddzwonię.- powiedział odkładając telefon na stół. Dziewczyna na odpowiedz pokiwał głową i kończyła jeść swój posiłek.
Gdy talerze były puste, obaj zaczęli sprzątać po sobie. Gdy kuchnia była w miarę posprzątana, córka komendanta oparła się o blat i lekko przechyliła głowę, tym samym odkrywając swoją szyję.
 Leon przyglądając się temu nie chciał uwierzyć, że może ją zabić. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie. Ona nic mu nie zrobiła. Pomijając to, że skradła mu serce. Był na 100% pewny, że tego nie zrobi, ani nikomu innemu nie pozwoli jej choć by dotknąć.
-Violu, może ja pójdę się umyć, a potem odwiozę cię do domu. Zgoda?- zapytał nie pewnie Verdas nadal przyglądają się dziewczynie. Ona spojrzała na niego z lekkim uśmiechem i pokiwała głową. Chłopak podszedł do niej bliżej. Ręce położył na blacie, tak żeby dziewczyna nie miała szansy uciec, oczywiście gdy by tylko chciała. Leon tylko się zbliżył, a w jej brzuchu szalało tornado motylków, które chciały wydostać się na wolność. Verdas spojrzał ukochanej głęboko w oczy i mimowolnie się uśmiechnął. Ich usta dzieliły milimetry. Wystarczyło by, żeby dziewczyna lekko wysunęła wargi do przodu a dotknęła nimi chłopaka.
-Kocham cię- szepnął w prost do jej ust. Jego ton był przepełniony miłością i szczęściem. Na te słowa dziewczynie zrobiło się cholernie gorąco. Nie wiedziała co ze sobą zrobić.
-Ja ciebie też kocham.- powiedział pewna swoich słów. Szatyn złączył ich usta w gorącym i pełnym miłości pocałunku. Nie był to długi pocałunek, ale im to wystarczyło. Leon odsunął się od  dziewczyny i powoli kierował się w stronę schodów. Dziewczyna nić nie mogła z siebie wydusić. Nie mogła się poruszyć. Nadal czuła te ciepłe i miękkie usta ukochanego.
Po jakimś czasie ochłonęła i podążyła do sypialni chłopaka. Prędziutko się przebrała i poszła czekać w salonie na swojego księcia.
Tak siedząc i czekając usłyszała dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Odwróciła głowę w tą stronę. Zobaczyła tam młodego, dobrze zbudowanego chłopaka. Był podobny do Leona "Pewnie to jego brat" pomyślała. Już chciała się przywitać, lecz brunet zaczął pierwszy.
-Leon!- krzyknął dość głośno. Zero reakcji.- Leon, gdzie jesteś?!-krzyknął kierując się w stronę kuchni. Tam niczego nie znalazł więc poszedł do salonu.- Leon, już ją załatwiłeś. Jak nie chcesz jej zabijać, to ojciec mówił, że nie...-urwało mu się kiedy w salonie zobaczył piękną szatynkę. Ona wpatrywała się w niego  z niedowierzaniem. Chris zacisnął zęby. Oboje milczeli przez jakiś czas. Violetta nie mogła znieść tej ciszy więc otworzyła usta i zaczęła mówić.
-Cco powiedziałeś?- zapytała szeptem nie dowierzając - "Zabić", czy ja dobrze usłyszałam?- wciąż szeptała. "To chyba jakiś sen" pomyślała.
Christopher stał i wpatrywał się w szatynkę. W ogóle nie spodziewał się, że ona tutaj będzie. Nie miał pojęcia co ma zrobić "Leon musi szybko tu zejść" pomyślał gapiąc się w piękną dziewczynę.
-Leon możesz się pośpieszyć?- krzyknął patrząc na Violettę.
Córka komendanta była w szoku, bała się. Po słowach bruneta zaniemówiła, lecz chciała wiedzieć więcej na ten temat. No przecież nie zawsze słyszy się, że jej ukochany chce ją zabić. "Może to sen?" pomyślała szatynka. "Tak, tak, to na pewno tylko głupi i nierealny sen" przekonywała się w myślach.
Cisze, która panowała między tą dwójką przerwał odgłos kroków. "Leon idzie" pomyśleli w tym samym czasie. Odgłos kroków stawał się co raz głośniejszy, a potem w salonie pojawił się już czysty i uśmiechnięty szatyn.
-Hej no co tam?- rzucił z uśmiechem do brata, lecz gdy zobaczył poważne miny Violetty i Chrisa, banan spadł mu z ust. -Coś się stało...- zaczął niepewnie patrząc raz na brata, a następnie na ukochaną dziewczynę.
Christopher nie myślał dłużej. Postanowił działać.
-Zrobisz to sam, czy ja mam to zakończyć?- zapytał stanowczym głosem przenosząc wzrok na szatyna. Młodszy Verdas od razu zrozumiał, o co chodzi bratu. Nie chciał tego robić, nie mógł...
-Cco zrobić?- zapytała ledwie słyszalnym głosem dziewczyna. Nie wiedziała o co chodzi. Patrzyła raz na jednego, raz na drugiego. Bała się. Bała się jak nigdy dotąd.
-Decyduj.- rzucił chłodno brunet, nie spuszczając oczu z młodszego brata. Leon wpatrywał się w jakiś punkt przed siebie. Myślał co zrobić. Jak się zachować. Nie był pewny, choć wiedział jedno, nie pozwoli, żeby Violetcie stała się krzywda.
Chris nie mógł czekać dłużej. Sam podjął decyzję. Zrobi to teraz, bo innej takiej szansy nie będzie. Wziął głęboki wdech i położył dłoń na nożu, który był przytwierdzony do paska od spodni. Ani Leon, ni Violetta przedtem nie zauważyli ostrego narzędzia. Na ten ruch szatyn odwrócił głowę i z strachem w oczach wpatrywał się w brata. Brunet zrobił krok do przodu, a Leonowi tak samo jak szatynce serce podskoczyło do gardła. Młodszy Verdas nie mógł stracić ani minuty dłużej, ponieważ jego bat jest szybki i nie przewidywalny.
-Nie, proszę!- krzyknął z bólem i strachem w głosie. Stanął pomiędzy ukochaną, a bratem. Starszego chłopaka bardzo zaskoczył czyn brata.
-Leon, co ty odwalasz?- zapytał z irytacją. -Przecież tak naprawdę to ty musiałeś ją zabić, ale jak widać jesteś słaby. Słaby nie dlatego, że nie chcesz tego zrobić, a słaby, ponieważ się zakochałeś.- grożnie warknął Chris i zrobił jeszcze kilka kroków. Tym samym stanął twarzą w twarz z Leonem.. Był gotów na wszystko. -Odsuń się, jeżeli nie to będę musiał to zrobić siłą. Nie powstrzymasz mnie.- i znowu. Ton jego głosu był tak lodowaty i nieprzyjemny, że aż ciarki przechodzą.
Córka komendanta policji stała w bezruchu. Bała się ruszyć choć palcem. Nawet mrugnąć się bała. W ogóle nie miała co tu się dzieje, lecz wiedział jedno, musiała jak najszybciej stąd zniknąć.
-Leon, odsuń się, bo inacz...- nie zdążył dokończyć, ponieważ do salonu szatyna wszedł sam ojciec dwóch braci. Podszedł troszeczkę bliżej i stanął nie opodal Christophera. Wszystkich obecnych oczy zwróciły się na niego. Violetta na sam jego widok się skuliła. Już wiedziała, że gdyby ją dorwał to zakończyło by się nie fajnie...
-Christopher, spokojnie. Jeszcze nie teraz.- powiedział spokojnym i lodowatym głosem. Na sam jego głos Violetcie włos na plecach się jeży. Bała się go jeszcze bardziej niż Chrisa. Starszy brunet spojrzał na Castillo okropnym spojrzeniem. Pełnym nienawiści. On by to teraz jeszcze zrobił. Zabił by ją, ale kiedy zobaczył najmłodszego syna, uspokoił się troszeczkę. -Idziemy.- rzucił chłodno i odwrócił się w stronę drzwi. Nie minęło kilka minut, a starszego Verdasa nie było w pomieszczeniu.
Christopher spojrzał na Violettę z wrogością wymalowaną na twarzy i podążył w ślady swojego ojca.
-Violu, ja ci to wszy...- zaczął Leon, lecz szatynka nie chciał tego słuchać.
-Nie, oszukałeś mnie. Uwiodłeś...- szeptała dziewczyna. Nie chciała się rozpłakać. Pokazać jak bardzo się boi i jak bardzo jest słaba.-Tylko powiedz mi jedno. Chciałeś mnie zabić, prawda?- zapytała cichym, łamiącym się głosem. Leon bardzo bał się tego pytania. Wiedział, że kiedyś to zada. Nie chciał jej stracić. Za bardzo ważną osobę pełniła mu w życiu. Zacisnął usta w cienką linię i wziął głęboki wdech. Szatynka nie mogła w to uwierzyć. Pokiwała z rozpaczą głową i spuściła głowę. Nie wytrzymała. Łzy poleciały po czerwonych policzkach. -Nie wierzę, że mogłeś coś takiego zrobić, kochałam cię, a teraz nienawidzę.- powiedziała i w końcu rozpłakała się jak małe dziecko Na ten widok serce Leona krwawiło. I to wszystko jego wina.
-Violu, proszę nie płacz.- szepnął i chciał ją przytulić, lecz ta szybko się wyrwała. Spojrzała na niego z oczami pełnymi łez i nienawiści. Pokręciła głową i jak najszybciej wybiegła z domu szatyna.

***

Przez całą drogę do domu płakała gorzkimi łzami. Nie wiedziała, że to może tak bardzo boleć. "Jak on mógł tak postąpić" zadawała sobie to pytanie przez całą drogę. Gdy była niedaleko swojego domu zaczęła biec. Chciała jak najszybciej znaleść się w swoim pokoju. Do budynku wbiegła jak burza. Nie mogła przestać płakać. Za bardzo on ją skrzywdził. Szybko podążyła w stronę schodów. Nagle usłyszała głos swojej rodzicielki.
-Violetta! Boże gdzieś ty była?!- krzyknęła i ciemnowłosa kobieta podbiegła do swojej córki by ją przytulić. Dziewczyna bez żadnych sprzeciwów przytuliła matkę.-Jak mogłaś uciec?!- pytała we włosy szatynki.
-Przepraszam cię, mamo.- powiedziała łamiącym się głosem. Na ten dźwięk Maria szybko się odsunęła i popatrzyła na Violettę.
-Co się stało?- zapytała zmartwionym głosem. Violetcie na samo wspomnienie o tym co się stało w domu Verdasa w gardle powstaje ogromna gula, a do oczu napływają słone łzy. Pokręciła głową i starała powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
-Nic.- bąknęła cicho unikając oczu matki.
-Violetta, powiedz co się stało.- warknęła ciemnowłosa kobieta, nadal wpatrując się w młodą dziewczynę. Castillo ciężko oddychała. Wiedziała, że musi jej to powiedzieć, ponieważ nie puści jej tak po prostu. Podniosła głowę do góry i spojrzała spuchniętymi oczami na zmartwioną Marie.Wzięła głęboki wdech i otworzyła powoli usta, lecz nie dane jej było się wysłowić, ponieważ do mieszkania wparował wściekły German. Gdy zobaczył swoją córkę z jednej strony kamień spadł mu z serca a z drugiej jeszcze bardziej się denerwował.
-No młoda damo, masz szlaban do końca twojego życia!- krzyknął wkurzony policjant. Gdy usłyszała ton ojca, już nie mogła powstrzymać łez i rozpłakała się na dobre.
-Opanuj się.- szepnęła kobieta do swojego męża. Chciała przytulić córkę, lecz ta wyrwała się jej i pobiegła do swojego pokoju. Nie chciała nikogo więcej widzieć. Była w rozsypce. Zamknęła z sobą drzwi i rzuciła się z łzami na na łóżko. Twarz wtuliła w poduszkę i płakała gorzkimi, pełnymi bólu i rozpaczy łzami. nie mogła zrozumieć jak mógł tak postąpić. On był pierwszą miłością. Szczerą, pierwszą miłością...

***

Leżała tak gdzieś 2 godziny. Płakała. Jej serce było złamane. Jeszcze nigdy tak się nieczuła i nawet nie wyobrażała sobie, że takie uczucie jest. Nie chciała z nikim rozmawiać. Rodzice ani razu nie byli sprawdzić jak się czuje. Tak naprawdę był jej to na rękę. Nie musiała wysłuchiwać kazań z ich strony i nie musiała się nikomu zwierzać.Ciężko westchnęła.
Nagle usłyszała jak  drzwi gwałtownie się otwierają i ktoś pewnym krokiem wchodzi do jej pokoju.Wiedziała, że to nikt z jej rodziny, dlatego bo zawsze przed wejściem do pokoju pukają. Przewróciła się na plecy i zobaczyła, że koło jej łóżka stoi jakiś mężczyzna w czarnych spodniach i skórzanej kurtce. Gdy przyjrzała się mu lepiej poznała go. To był Christopher. "Ale co on robi w moim domu?" szybko zadała sobie w głowie pytanie.W mgnieniu oka przeniosła się do pozycji siedzącej .Brunet tylko uśmiechnął się szeroko i usiadł koło niej.
-No. To co idziemy na dół? Ciekawe co tam twoi rodzice robią.- powiedział kpiącym głosem. Podniósł się z wygodnego łóżka dziewczyny i chwycił ją za łokieć. Szarpnął mocno tak by ta stanęła. Nie patrząc na nią skierował się do drzwi. Ciągnął ją za łokieć całą drogę. Puścił gdy znaleźli się w salonie. Gdy zobaczyła kto tam się znajduje zamarła.Przed nią stali jacyś dwaj nieznani jej dotąd mężczyźni. Oni bardzo mocno trzymali rodziców szatynki, którzy próbowali im się wyrwać, lecz to było na marne. Nieopodal ich stał ojciec jej ukochanego, a troszeczkę dalej zobaczyła Leona. Był cały blady.
-Violu, bardzo dobrze, że zeszłaś.- powiedział najstarszy Verdas. -Będziesz mogła posłuchać, o co tu chodzi. I mam nadzieję, że to twój tatuś to wszystko wyjaśni.- powiedział kpiącym głosem.
"Co? O czym on mówi" Violetta nic nie rozumiała. Patrzyła wystraszonym wzrokiem raz na szefa raz na rodziców. W ogóle nie chciała spojrzeć na przystojnego szatyna. On sam widział, że dziewczyna unika jego spojrzenia, dlatego jego serce jeszcze bardziej się ściskało.- No German, powiedz jak to było.- tata Leona i Chrisa zwrócił się do policjanta.
-Ale ja nie wiem o co cho...- Mężczyzna chciał się bronić, lecz Verdas nie znosił się cackać.
-Słuchaj, powiedz jaka jest prawda, albo inaczej sobie porozmawiamy.- ostro warknął brunet. Tata Violetty głośno nabrał do płuc powietrza i popatrzył na swoją żonę, która miała spuszczoną głowę. Wiedziała o co chodzi Verdasowi. Bardzo dobrze wiedziała i bała się tego dnia, gdyż spodziewała się tego.-Maria, może ty się wysłowisz.- teraz popatrzył na ciemnowłosą kobietę. On podniosła do góry głowę i popatrzyła na niego z wrogością.
-Okej, sami tego chcieliście.- rzucił lodowatym tonem odwracając się i groźnie patrząc na Violettę. Leonowi aż serce podskoczyło do gardła. Chciał błagać by nie robił jej krzywdy, ale tak by pokazał swoją słabość. Verdas podszedł do młodej Castilloi uśmiechnął się kpiąco. Wyciągnął rękę i lekko pogłaskał ją po policzku. Gdy on dotknął jej skóry, poczuł zimne dreszcze na plecach. Bardzo się bała. Nie miała pojęcia, co tata ukochanego chce jej zrobić
Opuścił dłoń Odwrócił głowę i popatrzył na rodziców dziewczyny.
-Mam kontyniuować?- zapytał dla pewności.Oni nadali milczeli.- Na wasze życzenie.- bąknął i bardzo mocno chwili młodą Castillo z łokieć i gwałtownie szarpnął. Na skutek tego Violetta bezsilnie opadła na ziemię. Najmłodszy Verdas w środku aż rwał się by ratować ukochaną. Tata szatyna kontem oka bacznie go obserwował. Dobrze znał zachowanie syna. Podniósł lekko rękę tak by on się uspokoił. Na ten gest bracia zdziwili się, gdyż u nich taki gest to znaczy, że nie tknie ofiary.Tak jak by...Cicho nabrał powietrza do płuc i lekko podniósł rękę do góry, tak jak by chciał ją uderzyć. Rodzice ofiary Verdasa byli pewni, że ją uderzy dlatego Maria podjęła szybką decyzją.
-Proszę, nie. Powiem co wtedy się stało. Tylko zostaw ją.- błagał ciemnowłosa kobieta. Mężczyzna triumfalnie się uśmiechnął i odwrócił się do pary Castillo.
-No więc słucham.- powiedział zachęcająco. Żona komendanta ciężko westchnęła.-No więc on...- pokazała głową na ojca Leona i Chrisa.-...wie całą prawdę, ale musimy waszej trójce wszystko wyjaśnić.- powiedziała z spuszczoną głową.
-Mianowicie co?- zapytał lekko zdziwiony Christopher.
-Ta sprawa dotyczy waszej matki.- tym razem odezwał się German.-Tak samo ja Daniel (od aut. imię ojca Leona i Chrisa, a i proszę akcentować na "ie" :D)była profesjonalną zabójczynią. Była w tym świetna. Zawsze pracowaliśmy we trójkę. To znaczy on, on i ja.- i znowu wskazał na wkurzonego Verdasa. Wszyscy wpatrywali się w niego z niedowierzaniem.-No i przyznam, była naprawdę piękną kobietą. Każdy za nią szalał, ale ona wybrała innego. To znaczy Daniela. Nie mogłem im tego wybaczyć Byłem na nich taki wściekły. Kiedy urodziła pierwszy raz postanowiłem jeszcze zaczekać, ale kiedy drugi nie wytrzymałem. - powiedział głosem pełnym udręki. Najstarszy Verdas aż się gotował.
-Wykorzystałeś ją i zabiłeś.- w jego głosie było słychać nienawiść i wstręt. Był tak wkurzone, że rozszarpał by ich na miejscu.
-Wiem to, ale teraz tego żałuję bardzo żałuję.- rzucił policjant.
-Nie przywrócisz mi jej tym twoim "żałuję".- warknął Daniel.-Leon wyprowadź ją stąd, jak nie chcesz, żeby coś jej się stało.- powiedział przez zaciśnięte zęby.
Wszyscy stali i wpatrywali się z szokiem wymalowanym na twarzach. Bracia myśleli, że ich matka zginęła w wypadu, ale ojciec ukrył prawdę. Obaj rozumieli dlaczego to zrobił. Violetta nie mogła uwierzyć, że jej ojciec mógł by tak postąpić. Przecież był takim dobrym i życzliwym człowiekiem.
-Leon!- krzyknął poirytowany mężczyzna. W tym momencie szatyn się odcknął i szybko podbiegł do ukochanie. Chwycił mocno za ramiona, podciągnął do góry i lekko przytulił. On tylko się w niego wtuliła i zaczęła cicho szlochać. Verdas wziął ją na ręce i wyniósł z domu, żeby nie widział tego czego nie musi.

***

No proszę i mamy 4 część OS-u
Spodziewałam się, że będą tylko 4,ale wychodzi na to, że więcej.
Dziękuję bardzo z komentarze pod ostatnim postem.
W następnej części odsłonie jeszcze kilka tajemnic...
Przepraszam, że tak późno
Miała zaplanowane, że napisze wszystko jutro i opublikuję.
No ale tata wcześniej wrócił z polowania, dlatego pojechaliśmy do wujka, a wróciliśmy o północy
Okej nie przeciągam i czekam na komentarze
Pozdrawiam
Lucyy
PS: Przepraszam za błędy składniowe
Na co dzień mówię innym językiem, więc czasami trudno dobrze ułożyć zdanie xD

sobota, 18 października 2014

One Shot: Zadanie część 3



Tą część OS-u dedykuję Sky V.




Uczucie, które Violetta i Leon darzą się jest niewiarygodnie silne. Kochają się. Bez siebie nie mogą normalnie funkcjonować. Obaj jeszcze nigdy nie czuli się tak wypełnieni miłością. Nie wyobrażają bez siebie życia. Tylko Leon po nocach nie może spać. Myśli jak ma się wyplątać z tego wszystkiego. Kocha, cholernie kocha córkę komendanta, a z drugiej strony nie chce ojcu zrobić czegoś takiego. Powierzył mu zadanie i jest przekonany, że jego syn podoła mu. Szatyn nikogo nie chce zawieść. Jednaj nocy wymyślił, że najlepiej by było dla obu stron, jak by zniknął z tego świata. Lecz później uświadomił sobie, że to największa głupota świata i jakby tak postąpił był by po prostu tchurzem. Nie miał pojęcia co ma uczynić.
Tak samo się zastanawiał dlaczego ojciec tak pragnie śmierci tej nie winnej dziewczyny. Jeszcze nigdy nie działał tak. No okej, jej tata chce go złapać i zamknąć, ale jeszcze nigdy nie posunął się do tego by rozbijać rodzinę wroga. Może i był okrutny, bezwzględny, ale był człowiekiem i nigdy nie krzywdzi kobiet i dzieci. To jego żelazna zasada. Ale co mu strzeliło do głowy z takim planem. Na pewno nie stoi za tym tylko to, że Pan Castillo chce go złapać. Tylko co...
Takie przemyślenia i pytania dobijały Leona od dłuższego czasu. nie wiedział co ma zrobić. Wypełnić zadanie czy wyjść na tchurza...Nagle jego przemyślenia przerwał głos ojca szatyna.
-Leon, ty w ogóle mnie słuchasz?- zapytał lekko zirytowany mężczyzna. Leon szybko podniósł wzrok i spojrzał zdziwiony na niego.
-Co...? zapytał zdezorientowany. Był za bardzo zamyślony. Starszy Verdas ciężko westchnął w wstał z swojego skórzanego fotelu przed dużym, ciemnym biurku, stojącym w gabinecie.
-Co się z tobą dzieje?- zapytał zapytał spokojnie tata Leona.- Od jakiegoś czasu nie można się z tobą skontaktować, choć stoi się przed tobą.-powiedział kierując się do okna, Za tym oknem była przepiękna panorama miasta. Szatyn ciężko westchnął nie wiedział co powiedzieć. Jednak musi wreszcie zapytać jaka jest prawda. Dlaczego on musi ją zabić?
-Sam tego nie wiem...- westchnął szatyna.- Tato muszę cię o coś zapytać.-powiedział poważnie wpatrując się w dobrze zbudowaną sylwetkę swojego ojca, który w tym momencie był odwrócony do niego plecami. Starszy mężczyzna odwrócił się w stronę syna i spojrzał na niego pytająco. Podniósł pytająco brew i  z powrotem wrócił na swoje poprzednie miejsce.
-Słucham.- rzucił zachęcająco. Oparł się o oparcie skórzanego fotelu. Chłopak szatynki wziął głęboki wdech i spuścił głowę, by z powrotem podnieść ją tylko tym razem z przekonaniem w oczach.
-Dlaczego muszę ją zabić?- zapytał z powagą w głosie. Mężczyzna z naprzeciwka lekko zmarszczył brwi i spojrzał na szatyna z wyrazem twarzy poroszącym o wyjaśnienie.- Chodzi mi o to, że  ty nigdy nie naruszałeś rodzin swoich wrogów. A teraz takie coś. Musi coś stać za tym.- wyjaśnił młody chłopak wpatrując się w swojego ojca. Chciał wyczytać coś z jego twarzy.Starszy Verdas przygryzł dolną wargę. Leon pierwszy raz widział że jego tata robi coś takiego. Jest coś na rzeczy i to coś poważnego. -O co chodzi?-zaczął się domagać wyjaśnień. Był pewny, że ojciec się waha. Mężczyzna dalej milczał. Leon nie mógł znieść tego uczucia. Zaczął się denerwować.-Tato!- krzyknął podenerwowany szatyn, gwałtownie podnosząc się z swojego miejsca.
-Po prostu to zrób. Zaufaj mi.- powiedział jak by nigdy nic wstając z miejsca i podążając w stronę drzwi wyjściowych, omijając przy tym swojego zdezorientowanego syna.- Jak chcesz to możesz to jeszcze przedłużyć.-rzucił otwierając drzwi i wychodząc, zostawiając szatyna w gabinecie z głową pełną przeróżnych myśli. Tych dobrych, ale i tych złych...

***

Z szarego budynku zwanego szkołą, albo jak kto lubi budą, po lekcjach wyszły dwie roześmiane i prze szczęśliwe dziewczyny.Violetta cieszyła się z tego, że jest razem z Leonem, a Francesca z powodu szczęści swojej najlepszej przyjaciółki.
Po mimo, że Viole i Leno są razem tylko od tygodnia ufają sobie niezmiernie. Po prostu kochają się.
-To co Violu, będziesz dzisiaj robić?- zapytała z ciekawości czarnowłosa. 
-Jeszcze nie wiem. Zależy co Leon będzie robił.- odpowiedziała z bananem na twarzy szatynka.
-Tęsknisz za nim?- zapytała dla pewności Fran. Violetta spojrzała na nią uśmiechnęła się jeszcze szarzej i przytaknęła. -Ja też bym chciał tak się zakochać.- powiedział z lekką zazdrością Włoszka.
-Nie martw się na pewno znajdziesz sobie tego jedynego. prędzej czy później to i tak się stanie.- pocieszyła ją Castillo i pogłaskała po ramieniu, dodając otuchy.
Przez prawie całą drogę rozmawiały, o nowych ciuchach, wyprzedażach. Ich pogawędkę przerwał dzwoniący telefon szatynki. 
-Kto dzwoni?- zapytała podekscytowana czarnowłosa.
-Leon.- przeczytała co było napisanie na wyświetlaczu telefonu.
-Szybko odbierz!-  poganiała ją dziewczyna, żeby nacisnęła zieloną słuchawkę. Uczyniła to i przyłożyła biały telefon do ucha.
-Hej kotku!- powiedziała wesoło.
-Hej misiu.- usłyszała po drugiej stronie jego głos. W brzuchu poczuła latające motylki.- Jak tam minął dzień?- zapytał spokojnie.
-Ehh... szkoda słów...- bąknęła nie zadowolona szatynka.
-Aż tak za mną tęskniłaś?- zaciekawił się chłopak. Violetta wybuchła niepohamowanym śmiechem. Gdy się uspokoiła szatyn kontynuował. - To znaczy nie tęskniłaś?- zapytał zasmucony. Violetta uśmiechnęła się
-Oczywiście, że tęskniłam.- powiedziała z przekonaniem.- To co spotykamy się dziś?- zapytała z nadzieją dziewczyna.
-Tak myślałem, może przyszłabyś do mnie na noc.- Zadał to pytanie jak by nigdy nic. Violettę zamurowało. Lecz chciała tego. Bardzo chciała.
-Sugerujesz coś?- zaczęła uwodzicielskim głosem.
-No to, że zjemy jakąś kolację i potem coś razem porobimy.- powiedział spokojnym głosem. Jak by w ogóle nic nie planował.
-A co proponujesz żebyśmy zrobili.- uporczywie drążyła temat. Chciała, że by chłopak powiedział to na głos.
-Co tylko będziesz chciał księżniczko.- uśmiechnął się szatyn.
-Okej zgadzam się. Tylko co ja powiem swoim rodzicom?- zaniepokoiła się szatynka.
-Powiedz im, że idziesz nocować do mnie. Tam cię na pewno puszczą.- wtrąciła się Francesca mówiąc do Violi tak żeby usłyszał to też Leon. Violetta spojrzała na nią morderczym wzrokiem, lecz Włoszka nic z tym nie zrobiła.
-Fran ma rację.- przyznał jej rację szatyn. To wym tak coś poróbcie, a ja będę czekał koło domu Francesci o 18 Okej?- wyjaśnił szybko.
-Niech będzie.- bąknęła niechętnie Castillo
-Kocham cię.- powiedzieli w tym samym czasie i się rozłączyli.
Włoszka była tak podekscytowana, że nie mogła ustać w miejscu. Tak naprawdę szatynka też była bardzo szczęśliwa tą wieścią.

***

-Fran, jeszcze długo będziesz wybierała mi te ubrania?- Violetta marudziła gdzieś tak od 15 minut. Włoszka odwróciła się w stronę swojej przyjaciółki spojrzała na niż z uśmiechem.
-To prawda. I tak będziesz na sobie krótko je miała.- zaśmiała się Włoszka i wyciągnęła z szafy jakieś ładne spodnie, białą bluzkę i koszulkę.- Msza, włóż to.- powiedziała i rzuciła ubraniami w stronę szatynki. Ta tylko spojrzała na niż groźnie i poszła się ubrać do łazienki.
Nie mogła się doczekać gdy spotka się z ukochanym. Już chciała go pocałować, przytulić. Może nie była do końca pewna, czy che właśnie teraz stracić dziewictwo, ale ufa mu i wiedziała, że nie pożałuje tego. Po 10 minutach była już gotowa.
-Która godzina?- zapytała nerwowo poprawiając włosy. Włoszka spojrzała na swój zegarek który znajdował się na prawej ręce
-Uuu 17.30. Musimy się pośpieszyć- rzuciła pośpieszając swoją przyjaciółkę. Violetta szybko wrzuciła telefon i potrzebne rzeczy do torebki.
-Mamo, tato, gdzie jesteście?- krzyknęła zbiegając ze schodów dziewczyna.
-W kuchni.- usłyszała głos swojej mamy. Szybkim krokiem podążyła w stronę pomieszczenia, gdzie znajdowali się jej rodzice.  W kuchni byli tylko oni. Siedzieli przy stole i pili chyba kawę.
-Mamo, tato mogę dziś nocować u Francesci, proszę- błagał dziewczyna German ciężko westchnął. Spojrzał na swoją córkę.
-Violu, ale jutro mamy ten bal, pamiętasz?- zapytał nadal wpatrując się w swoją córkę.
-No to co z tego? Wrócę wcześnie rano. Prooszę- nadal mówiła błagalnym tonem.
-Nie Violetta, musisz się wyspać, a jak cię znam to nie będziesz spała do 3 nad ranem.- powiedziała stanowczo Maria podnosząc się z miejsca i odkładając naczynie na blat kuchenny.
-No ale proszę. Obiecam, że pójdę wcześnie spać.- modliła się żeby jednak się zgodzili, ale jej rodzice byli nie ugięci. Fran też chciała coś zaradzić, lecz na próżno. Violetta nieźle się wkurzyła. Wściekła wyszła z pomieszczenia i z hukiem pobiegła schodami na górkę Za nią pobiegła Włoszka.
-Co chcesz teraz zrobić?- zapytała szeptem czarnowłosa. Violetta siedziała na łóżku i myślała co by tu zrobić. Ucieczka. To jedyne dobre wyjście w tym przypadku. Bardzo chciała spotkać się z ukochanym.
-Fran, zadzwoń do Leon. Powiedz, że jest zmiana planów. Niech przyjedzie do mnie, a musi zaparkować koło moich sąsiadów. Ucieknę stąd.- powiedziała pewna siebie szatynka. Włoszka nie była pewna czy to będzie dobry pomysł, ale wykonała jej prośbę. Zadzwoniła do Verdas jak tylko wyszła z domu Państwa Castillo.
Violetta tym czasem jak jej rodzice byli w swoim pokoju, wykorzystała sytuację i wymknęła się. To jej był pierwszy raz, że bez zgody mamy, lub taty wymyka się z domu i to do chłopaka. Po cichutku zeszła na dół i zwinnym krokiem podbiegła do drzwi frontowych. Bezszelestnie otworzyła je i wyszła z domu. Na dworze panował półmrok.  Biegiem pokonała odcinek od drzwi do furtki. Gdy była już za ogrodzeniem rozejrzała się dookoła. Po lewej stronie zobaczyła czarne audi. Na ten widok lekko się uśmiechnęła. Lekko podkulona pobiegła do czarnego auta i otworzyła drzwi po stronie pasażera. Zwinnym ruchem usiadła na czarnym skórzanym fotelu. Zamknęła za sobą drzwiczki. Odwróciła głowę w drugą stronę i zobaczyła przystojnego, uśmiechniętego szatyna.
-Hej ty moja niegrzeczne dziewczynka.- przywitał się z uśmiechem.
-Hej kotku.- rzuciła i przysunęła się bliżej chłopaka. On uczynił to samo. Złączyli swoje usta w namiętnym pocałunku. Po krótkiej chwili szatynka się oderwała. Leon spojrzał na nią z zdziwieniem.
-Coś nie tak?- zapytał lekko zaniepokojony
-Nie, nie, wszystko okej. Ale jedziemy stąd puki nikt nas nie zobaczył.- popędziła swojego chłopaka. Ten tyko się uśmiechnął i ruszył .

***

Obaj weszli do domu szatyna trzymając się za ręce. Violetta jeszcze nigdy nie była u Leona w domu. po prostu nie miała po co. Dom a raczej willa była przepięknie urządzona. Kolory mebli były   świetnie dobrane do ścian pomieszczeń.  Przytulnie i gustownie. Nagle poczuła jak jej chłopka obejmuje ją w pasie. Uśmiechnęła się. Poczuła w brzuch szalejące motylki. Gwałtownie się odwróciła i pocałowała namiętnie usta chłopaka. Po oderwaniu Violetta widziała w oczach Leona iskierki, które przyprawiały ją o rumieńce.
-Może przejdziemy do...- nie zdążył dokończyć ponieważ szatynka mu przerwała.
-Konkretów? Zgadzam się z tobą.- rzuciła uwodzicielski i znowu wpiła się w usta ukochanego. Nie mogli się od siebie oderwać. Całowali się co raz bardziej brutalniej. Chcieli już na zawsze pozostać razem. Ale czy to będzie możliwe...
Leon zaczął schodzić co raz niżej aż dotarł do jej szyi. Pierwszy raz ktoś całował jej szyję. Spodobało się to dziewczynie nawet bardzo. Wplotła swoje ręce w jego brązowe, miękkie włosy. Nagle poczuła jak się unosi. Leo wziął ją na ręce i zaniósł najpierw na kanapę. Położył ją na niej, a sam położył się nad nią i oparł się łokciami, żeby małej szatynce nie było ciężko. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. 
-Naprawdę tego chcesz?- szepnął patrząc na nią. Na jej twarzy malowało się lekkie wahanie. -Zaufaj mi.- znowu szepnął. Szatynka nie chciała marnować ani minuty dłużej.
-Ufam .- syknęła prosto w jego rozpalone usta. On się uśmiechnął i znowu zaczął ją całować. Kanapa służy do siedzenia, nie do kochania się dlatego para postanowiła się przenieść do sypialni chłopaka. Szatynce w ogóle nie obchodziło to co powiedzą jej rodzice po powrocie do domu. Żyła chwilą. Wspaniałą chwilą. Violetta i Leon całując się przenieśli się do sypialni . Tam pozbyli swojej garderoby. Można się domyślić co się stało później, lecz to co się stało obaj zapamiętają jako najlepszy wieczór w życiu.

***

Weście mnie dobijcie
 Miałam ogromne plany, żeby zrobić +18
No okej wczoraj wszystko było napisane
Trzeba było tylko sprawdzić
Ale to było tak denne, że po prostu końcówkę usunęłam
I napisałam coś takiego
Pozdrawiam
Lucyy
PS: Nadal pracuję nad nazwą
A i jak macie jakieś pomysły na nią piszcie

czwartek, 16 października 2014

One Shot: Zadanie część 2


Ten OS dedykuję Veronice Blanco :))))))
Miłego czytania :D


Violetta i Leon już od dłuższego czasu spotykają się. Choć jeszcze jako przyjaciele. Ich uczucie z każdym spotkaniem się wzmacnia. Starają spędzać z sobą każdą wolną godzinę. Violetta pokochała Leona. I to naprawdę szczerze. Nie boi się mówić o tym uczuciu swojej przyjaciółce, tak jak na początku było. Po kilku pierwszych spotkaniach broniła się, że to tylko zwykłe spotkanie przyjacielskie. Nie chciała słyszeć o żadnej randce, lecz po nie całym tygodniu przełamała się i zaczęła normalnie o tym rozmawiać i opowiadać jak było.
Tylko Leon przed rodziną i współpracownikami ciągle pokazuje zimną i kamienną twarz. Choć w środku młoda szatynka w ogóle nie jest mu obojętna. Gdy o niej myślał zawsze miał na ustach lekki uśmiech. Spotykanie się z Violettą, rozmawianie, a czasami nawet dotykanie sprawiało mu ogromną przyjemność. Gdy nadszedł czas rozstania się, nie chciał jej zostawiać. Zakochał się w niej do szleństwa, Lecz czekał na jej pierwszy krok, ponieważ tak właśnie ustalił z swoim ojcem. Ale to i tak była tylko jakaś głupia wymówka. Po prostu się bał. Czego? Tak naprawdę sam nie wie, ale wiedział jedno, nie wyzna jej swoich uczuć. To znaczy robi to, lecz jako ten Leon, który działa pod rozkazem ojca.
Właśnie w tym momencie siedział i przeglądał coś w internecie. Nie miał konkretnego celu. Tak aby zabić czas. Jakiś inny 22 latek na pewno w tym czasie by zakuwał do egzaminów, lecz nie on. Jak ma się tak bogatego i wpływowego ojca to życie jest niewiarygodnie proste. Nie musi uczyć do żadnych egzaminów. Od czasu do czasu, pójdzie na jakiś wykład, tak żeby nie było, że w ogóle nie  chodzi. Dyplom tak czy tak dostanie. teraz całą swoją uwagę poświęca treningom. To jest bardzo ważne jeżeli w przyszłości chciałby stać się profesionalnym zabójcą. Tak naprawdę bardzo lubi te treningi. Na nich może się wyładować. Czasami to mu pomaga z opanowaniem emocji.
Nagle do salonu chłopaka wszedł jego starszy brat Christopher. Nie mają ze sobą najlepszych stosunków. Jak coś trzeba to robią razem, lecz tak żeby pogadać jak brat z bratem... to nie ujdzie.
Obaj może z wyglądu mieli podobieństwa, lecz charakterem różnili się jak ogień i woda. Chris był ogniem, a Leon wodą. Każdy nawet ten który pierwszy raz ich widzi na oczy to by powiedział. Starszy chłopak z już z wyglądu jest groźny, wybuchowy, bezwzględny, niepohamowany. Można powiedzieć kopia ojca. Młodszy Verdas jest zupełnie inny umie wysłuchać, pocieszyć, jest bardzo uczuciowy, lecz zazwyczaj nie pokazuje ludziom jaki jest na prawdę.
-Co robisz?-jako pierwszy odezwał się brat Leona. Ten podniósł wzrok i popatrzył na swojego brata.
-Nic specjalnego, a co interesuje cię to?-zapytał bez najmniejszych uczuć.
-Nie mnie, a ojciec pyta jak tam sprawa z naszą dziewczynką.-rzucił znudzony tą całą sytuacją Chris.
-Dla wiadomości idzie mi świetnie. Powinienem zakończyć to jeszcze przed ustalonym terminem.-powiedział dumy z siebie szatyna.
-Aha tak?-zapytał ironicznie starszy chłopak.-Żeby tak się nie skończył, że ktoś musiał by to zrobić za ciebie, bo ty nie masz odwagi, albo co gorsza zakochałaś się.- powiedział ostrzegająco. Leon tylko prychnął, wstał z miejsca, podszedł do swojego brata i stanął na przeciwko niego.
-Przekonamy się.- powiedział pewny siebie Leon.
-Okej rób jak chcesz, ale ostrzegam ciebie, nie zostawimy jej tak po prostu w spokoju.- powiedział dość groźnie i wyszedł z domu szatyna.
Gdy chłopak był pewien, że jego brat już nie wróci zacisnął usta w cienką linie. Nie może się w niej zakochać. Ale też tak samo nie może nie spotykać się z dziewczyną. Musi udowodnić bratu i tacie, że jest silny. Musi to zrobić.
Westchnął ciężko i spojrzał na swój telefon który leżał na stoliku koło laptopa. Postanowił zadzwonić do pięknej dziewczyny. Szybko chwycił czarne urządzenie i odszukał jej numer w kontaktach, Już chciał nacisnąć zielony przycisk, ale się powstrzymał dlatego, bo przypomniał sobie, że dziewczyna może mieć teraz lekcję. Jeszcze chwile pomyślał i ostatecznie zdecydował się, że napisze do niej wiadomość. Szybko ruchem napisał  czy ma dziś czas na spotkanie się z nim. Na odpowiedz nie czekał długo, ponieważ po nie całych dwóch minutach Castillo odpisała. Po przeczytaniu wiadomości mimowolnie się uśmiechnął. Dziewczyna zgodziła się i napisała żeby przyjechał po nią pod szkołę. Podała dokładną godzinę. Godzinę o której kończy ostatnią lekcję. Szatyn spojrzał na zegar w swoim telefonie. Była dopiero 12.34. "Co ja będę przez tyle czasu robił?" zadał pytanie w myślach. Violetta lekcje kończy dopiero o  15.20. "Może pojadę poćwiczyć" stwierdził znowu w myślach. Z powrotem położył telefon na stolik i udał się przygotować się na trening.

***

Strzelanie, to ćwiczenie które najbardziej lubi. Uwielbia to robić. Gdy ma w ręku broń i nikt go nie powstrzymuje, czuje się jak by miał skrzydła. Niczego więcej mu nie trzeba. Podczas strzelania niczego nie czuje. Żadnych uporczywych myśli, problemów. Wyłącza się myślenie a włącza się skupienie i precyzja. Tego właśnie mu trzeba w trudnych sytuacjach. Na przykład takich jak jest teraz. Nie chce, nie może się zakochać, a jednak to robi. Nie może tego powstrzymać. Nic nie może poradzić. Ta dziewczyna po prostu rzuciła na niego jakiś urok i nic z tym nie może robić.
Nawet nie zauważył gdy zleciały te godziny. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie za kulo odporną szybą. Było już grubo po 14. " czas się zbierać" pomyślał i wyszedł z pomieszczenia otoczonego kulo odporną szybą. Odłożył broń na miejsce  i poszedł się przebrać. Nie trwało to długo. Z strzelnicy wyszedł dokładnie o 15. Więc ma jeszcze 20 minut. W ogóle nie musi się śpieszyć. 
Wolnym krokiem podszedł do czarnego BMW, otworzył drzwi do bagażnika i wrzucił tam swoją torbę sportową. Zamknął je, a następnie otworzył drzwi po stronie kierowcy. Usiadł na czarnym, skórzanym fotel i ciężko westchnął. Można powiedzieć, że miał bzika na punkcie samochodów. W swoim garażu miał już 2 nie byle jakie auta. Sam do końcu nie wie po co mu 2 samochody, ale uwielbia szybkość i potężne samochody. Jednym był czarne Audi q7, a drugi to BMW X6 też takiego samego koloru. Uwielbia te samochody.
Odpalił silniki wyjechał z parkingu należącego do właściciela strzelnicy. O niczym innym nie myślał, jak tylko, o spotkaniu z śliczną szatynką. Przez całą drogę myślał o niej. Szkoła w której uczy się dziewczyna nie była blisko, lecz i tak szatyn całą drogę pokonał w przeciągu 15 minut, gdy przy normalnej szybkości  trwa do 40 minut, Jest świetnym kierowcą, choć młodym i niedoświadczonym.
Gdy wjechał na plac szkoły zaparkował samochód nie daleko wyjścia z budynku. Zgasił silnik i spojrzał na deskę rozdzielczą, gdzie było napisane, że jest godzina 15.17. "Świetnie" pomyślał dumny z siebie. Nie spóźnił się. Można powiedzieć, że był punktualnie.
Na dzwonek oznajmiający koniec lekcji nie czekał długo. Był tak głośny, że było nawet słychać w zamkniętym samochodzie. Uczniowie zaczęli wychodzić z pomieszczenia placówki i kierować się do...a  kogo obchodzi gdzie oni szli. Na ustach Verdasa pojawił się uśmiech gdy uczniowie przechodząc obok jego cudeńka nie mogło oderwać oczu. To go bardzo bawiło. Nagle z budynku wyszły dwie dziewczyny, ale dla Leona liczyła się tylko jedna. Mała szatynka. To znaczy nie mała, ale on i tak ją tak nazywał. Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Założył na nos swoje czarne Rey Bany i wysiadł z auta. Skierował się w stronę szatynki, która z bananem na twarzy dreptała w jego stronę.
Gdy byli dość blisko siebie chłopak pochylił się i pocałował dziewczynę na powitanie. Oczywiście w policzek. Violetta na ten jego czy się zarumieniła
-Hej.- bąknęła lekko zawstydzona.
 -Cześć.- powiedział pewny siebie chłopak.
-Okej Violu, nie będę wam przeszkadzała. Potem się zdzwonimy.- szybko powiedziała Włoszka już kierująca się w stronę swojego domu. Naprawdę nie chciała im przeszkadzać. Wiedziała jak bardzo Leon jest ważny jej przyjaciółce.- Pa Leon.- krzyknęła machając na pożegnanie w stronę chłopaka. Ten tylko się uśmiechnął.
- To co idziemy?- zapytał chłopak, gdy czarnowłosa zniknęła za rogiem.
-Tak jasne.- powiedział lekko speszona dziewczyna. Chłopak się uśmiechnął i objął ją ramieniem. Zaczęli podążać w stronę samochodu szatyn. Wszyscy będący na placu przyglądali się z zaciekawieniem tej sytuacji. No przecież nie często widzi się jedną z najpiękniejszych i najtrudniejszych do zdobycia dziewczyn w szkoły z innym chłopakiem. Z resztą starszym od niej chłopakiem. Ale oni w ogóle się tym nie przejmowali. Byli tam tylko oni.

***

Obaj spacerowali po niewielkim lasku nie opodal Buenos Ares. Postanowili, że w takich miejscach najlepiej się spotykać, ponieważ nikt ich nie zobaczy, nie przeszkodzi im. Violetta w ciąż ukrywała przed rodzicami, że spotyka się z Verdasem. To znaczy nie są jeszcze parą, ale nawet by się przyjaźnić zabronili. Castillo bardzo kocha swoich rodziców, ale czego nie muszą wiedzieć to nie wiedzą. Może się dowiedzą...kiedyś.
Oboje szli ramie w ramie, cieszyli się swoją obecnością. Tylko, że szatynce już to nie wystarczało. Chciała czegoś więcej. Pocałować, przytulić, no choćby potrzymać go za rękę. Ale nie mogła tego zrobić. Bała się odtrącenia i tego uczucia. Tak naprawdę nigdy go jeszcze nie poczuła, ale można się domyślić, że to jest okropne uczucie. Musiała się wziąć w garść i zrobić, co już dawno chciała uczynić. Napełniła płuca chłodnym powietrzem, a totem wypuściła przez usta. Szatyn zauważył jej czyn i zatrzymał się. Spojrzał na nią pytająco i zatrzymał się. Stanął na przeciwko niej.
-Coś nie tak?- zapytał wpatrując się w nią. Szukał jakiejś podpowiedzi, o co może jej chodzić. Dziewczyna troszeczkę się stresowała. No może nie troszeczkę. Pierwszy raz była w takiej sytuacji. Nie wiedziała jak się zachować. Szatyn ciągle wyczekiwał na jakie kol wiek wyjaśnienia.
-Muszę ci coś powiedzieć.-szepnęła nieśmiale. W jej brzuchu latało kilka motyli, choć żaden z nich jeszcze nic nie uczynił. Leon powoli się domyślał o co może chodzić Violetcie, ale wciąż stał jak głupi czekając na dalsze słowa szatynki.- Słuchaj, to jest dla mnie bardzo trudne, nie wiem jak ubrać to w słowa, ale chyba się w tobie zakochałam...-ostatnie słowa powiedziała njaciszej jak tylko mogła. Gdy wyznała mu to co czuje, zrobiło się tak jak by lżej. Szatyn milczał. Wiedział jaka będzie odpowiedz, ale nie spodziewał się, że odbierze to tak...dziwnie. W brzuchu poczuł motylki. Pierwszy raz w życiu czuje coś takiego. Nie mógł wykrztusić z siebie żadnego słowa, choć chciał dużo powiedzieć.
Violetta nie mogła znieść takiej ciszy. Ona ją dobijała. Leon milczał, odebrała to inaczej niż powinna.
-Przepraszam, jak ja w ogóle mogłam coś takiego powiedzieć.- zaczęła gorączkowo tłumaczyć się Castillo.- Byłam głupia, że w ogóle pomyślała, że ktoś taki jak ty odwzajemni moje uczucia i pewnie masz już dziewczynę.- rzuciła szybko spuszczając głowę. Tak jej było wstyd, że coś takiego mogła powiedzieć. Leon po chwili wrócił do żywych z przeanalizowanymi słowami wypowiedzianymi prze szatynkę, -Może już będziemy wracać...?- nieśmiało zapytała córka komendanta, uporczywie wpatrując się w czubki swoich butów. Verdas tylko uśmiechnął się szerzej i zmniejszył odległość pomiędzy nimi. Stał blisko, nawet bardzo blisko szatynki, a ta nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Podniósł lekko jej podbródek do góry żeby móc spojrzeć jej w czekoladowe oczy. Dziewczynę bardzo zdziwiło zachowanie Leona. Patrzyła na niego z lekkim przestraszeniem w oczach. Ten dalej się do niej uśmiechał i rozpływał się w jej  oczach.
-Kocham cię.- szepnął w prost do jej malinowych ust. Szatynka myślała, że się przesłyszała. Nie mogła uwierzyć, że szatyn powiedział coś takiego. Już chciała coś powiedzieć, lecz szatyn nie pozwolił jej w tym pocałunkiem. On był czymś niesamowitym dla obu stron. W brzuchu jak Violi i Leona szalało tornado motylków. Pocałunek nie należał do długich i namiętnych, ale pełen uczuć.
Gdy oderwali się od siebie patrzyli nawzajem głęboko w oczy.
-Naprawdę?- niedowierzanie szepnęła młoda dziewczyna, nie odrywając spojrzenia od jego oczu w których tańczyły wesołe ogniki.- To naprawdę prawda? Kochasz mnie?- szeptała nadal niedowierzanie szatynka. Chłopak na odpowiedź uśmiechnął się uroczo położył dłoń na jej policzku i jeszcze raz ją pocałował tylko tym razem troszeczkę namiętniej. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Nawet dobrze jej to wychodziło. No co, całowała chłopaka drugi raz w życiu. Pierwszy był przed chwilą. Violetta położyła rękę na jego dłoni, która tym czasem znajdowała się na jej policzku. Pocałunek trwał dłużej niż poprzedni. Gdy się oderwali jeszcze raz spojrzeli sobie głęboko w oczy. Oboje widzieli w nich szczęście. Nareszcie szatyn nie musi przed nikim udawać. Znalazł tą jedyną. Tylko był mały problem. No sroy, nie mały problem, On będzie musiał ją zabić...

***

No i mamy następną część :D
Chciała bym wam bardzo podziękować za tyle wyświetleń i komentarzy <<<3333
Dla nie których o w ogóle by nic nie znaczyła, lecz dla mnie te kilka komentarzy i tak 100 wejść dziennie to bardzo dużo :>>>
Dziękuję wam serdecznie <33
Okej wracając do OS
Dajcie mi jeszcze czasu na obmyślenie nazwy
Jakoś nie mam pomysłu
Będę jeszcze 2 części :D (może więcej...)
No i  chyba to wszystko Pozdrawiam
Lucyy
PS: Rozdziały zaczną się pojawiały po ukończeniu OS
Chcę teraz skupić się tylko na nim ;D

niedziela, 12 października 2014

One Shot: Zadanie część 1

-Dlaczego właśnie mnie?-zapytał przystojny szatyn dokładnie obserwując informatorkę
-Zlecono właśnie ci to zadanie, ponieważ jesteś najmłodszy z całej naszej grupy.-powiedziała spokojnym głosem piękna blondynka.
-No dobrze . To co mam zrobić?-rzekł i wygodniej rozsiadł się w swoim krześle krzyżując ręce na piersi.
-Musisz ją zaczarować, tak zrobić żeby się zakochała na śmierć a potem tak zostawić, żeby z własnej woli popełniła samobójstwo. Podołasz to wykonać?-zapytała blondynka uważnie przyglądając się chłopakowi siedzącemu na przeciwka.
-Oczywiście, to przecież  pestka-powiedział troszeczkę rozbawiony
-Bardzo dobrze, lecz masz jedną zasadę, nie możesz się w niej zakochać.-tej ton był bardzo poważny i surowy.

***


On- 22 latek. Jest bardzo przystojnym i wyrozumiałym chłopakiem. Ma ojca i brata o imieniu Christopher. Chris jest starszy od niego o 3 lata. Działa w jednej takie grupie, która jest oparta na usuwaniu niechcianych osób z drogi. Wszyscy członkowie grupy są świetnie wytrenowani fizycznie i psychicznie. Leon bo tak właśnie się nazywa ten chłopak, jeszcze tylko jest na etapie uczenia się różnych technik walk, używania broni i tym podobne. Trafił do tej grupy przez swego ojca, gdyż ten jest jednym z dowódców tych organizacji. One są podzielone na kilka mniejszych grup tak żeby nikt ich nie namierzył, albo nie znalazł. Tak naprawdę zabijanie to nie wymarzona robota chłopaka. Chciał wieść spokojne życie, ale jednak los inaczej zaplanował mu przyszłość.

Ona-Violetta Castillo, 17 letnia córka słynnego policjanta. Dziewczyna jest bardzo miła, pomocna i ciepła. Nigdy nie chce czyjejś krzywdy. Zawsze znajdzie takie wyjście, żeby każdej stronie było dobrze. Nie ma żadnego rodzeństwa. Żyje w raz z matką i tatą. Jest w pierwszej klasie liceum, Jej ojciec, jak wspomniałam przedtem jest komendantem policji w Buenos Aires.Nigdy nikomu nie odpuszcza. Dąży do celu, to znaczy, żeby złapać przestępców i ukarać ich za wyrządzone szkody.Bardzo kocha swoją rodzinę i chce dla niej jak najlepiej. Ale tylko kilka osób wie jaka jest prawda, o Germanie Castillo. Czy ona wyjdzie na jaw?

***

Młoda szatynka w raz z swoją najlepszą przyjaciółką szły uliczkami Buenos Aires. Od zawsze Violetta uwielbiała jeszcze zimnym porankiem przechadzać się po tym mieście. Nie miała żadnych problemów w szkole, w rodzinie panowała harmonia i miła atmosfera. W szkole każdy ją lubił, zawsze była pomocna. Nie miała wrogów ani ludzi którzy życzą jej złego. Jej życie było idealne. Violetta zawsze marzyła o szczerej , nie udawanej miłości. Gdyby tylko chciała mogła by mieć każdego ze szkoły, lecz nie chce tego robić. Każdy stara się o jej względy, ale nikomu jeszcze to się nie udała. Jeszcze...
-Violu, jak tam się trzymasz. Wszystko w porządku?-zapytała zaciekawiona włoszka patrząc na swoją przyjaciółkę. Szatynka tylko się uśmiechnęła.
-Wszystko jest w najlepszym porządku. Jak zawsze...idealnie.-powiedziała nadal idąc przed siebie.
-A nie nudzi cię trochę ta monotonia?-zapytała czarnowłosa piękność. Castillo spojrzała na nią z zdezorientowaniem i podniosła brew do góry.- Chodzi mi o to czy nie jesteś zmęczona tym wszystkim. Żadnych kłótni w domu, w szkole tylko piątki, to z czasem mogło by się stać...nudne.-powiedziała Włoszka. Violetta za bardzo nie wiedziała jak ma odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony Francesca miała rację. To stawało się nudne. Nie mogła nigdzie wyjść z znajomymi. Tylko siedzieć z rodzicami przy stole i rozmawiać o uczuciach. A z drugiej to było bardzo dobre, ponieważ wiedziała, że rodzice nie zostawią jej na lodzie.
-Ciężko jest odpowiedzieć na twoje pytanie. Z jednej strony masz rację, ale też są dobre strony tego wszystkiego.-powiedziała zerkając na dziewczynę.
-Rozumiem cię.-powiedziała lekko zamyślona czarnowłosa.-Co powiesz na poranny koktajl?-zapytała zadowolona włoszka.Szatynka spojrzała na nią z szerokim uśmiechem.
-Czytasz mi w myślach.-powiedziała uradowana córka policjanta.
-No to na co czekamy? Idziemy!wesoło krzyknęła Francesca . Chwyciła rękę swojej przyjaciółki i razem pobiegły w stronę kawiarni gdzie robią najlepsze koktajle w mieście. 
Dziewczyny postanowiły zamówić koktajle na wynos, gdyż nie chcą spędzać tak pięknego poranka w pomieszczeniu. Gdy zamówienie było gotowe, dziewczyny zapłaciły z nie i powolnym krokiem  zaczęły podążać w stronę drzwi wejściowych.Włoszka i Castillo były tak pochłonięte dyskusją, o nadchodzącym projekcie z fizyki, że nie zauważyły jak do lokalu wchodzi chłopak. On tak samo był wciągnięty w rozmowę tylko, że przez telefon, tak samo ich nie zauważył. Tym samym doszło do zderzenia młodej szatynki i przystojnego chłopaka. Nic by się nie stało gdyby Violetta nie trzymała w ręku plastikowego kubka z napojem. Zawartość naczynia wylądowała na na czarnej koszuli chłopaka. Cała trójka była w ogromnym szoku. Jako pierwsza odezwała się szatynka.
-O mój Boże! Bardzo cię przepraszam.. Nie zauważyłam cię.-panikowała dziewczyna. Wyjęła z torebki chusteczki i zaczęła wycierać plamę na koszuli Leona. Ten tylko się zaśmiał i lekko chwycił nadgarstki dziewczyny odsuwając je go siebie.
-Spokojnie. Po części to też moja wina zagadałem się. A o koszule nie martw się bo w samochodzie powinna być jeszcze jedna.-powiedział nadal śmiejąc się. Dziewczyna poczuła jak jej policzki zaczynają piec. Spuściła głowę tak żeby jej loki zasłoniły czerwone poliki.-Nie martw się.-jeszcze raz zapewnił ją szatyn. Violetta podniosło wzrok i spojrzała z uśmiechem na niego.
-I tak jestem ci winna tą pobrudzoną koszulę.-powiedziała jeszcze szerzej się uśmiechając.
-Nie trze...-zawiesił głos-A wiesz co może wybierzemy się dzisiaj gdzieś. Na przykład na lody, bo koktajl źle wspominam.-na te słowa obaj się zaśmiali Violetta znowu się zarumieniła.- To co dziś o 17?-zapytał Leon podnosząc brew.
-Jasne.powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
-A tak w ogóle jestem Leon.-wyciągnął rękę w stronę szatynki.
-Violetta -szybko podała mu rękę.-To do 17.-rzuciła Castillo do odchodzącego chłopaka.
Francesca bacznie przyglądała się temu całemu zdarzeniu. Wiedział, że z tego całego zdarzenia coś wyniknie. Jej przyjaciółka jeszcze nigdy tak się nie zachowywała przy żadnym chłopaku.
-Fran idziemy do domu?-zapytała uśmiechnięta szatynka.
-Tak, no przecież musisz się przygotować na swoją randkę.-powiedziała kusząco włoszka. Jej odpowiedzi bardzo zdziwiła Violettę.
-O czym ty mówisz, to nie będzie żadna randka.-powiedziała broniąc się Violetta.
-No nie w ogóle-powiedziała sarkastycznie czarnowłosa.-No chodź!-rozkazała i pociągnęła za rękę w stronę domu Castillo.

***

-Fran która godzina?-zapytała szatynka cofając głowę do tyłu tym samym przeszkadzając w pracy pięknej Włoszce. Ta z zdenerwowanie odsuwa się od swojej przyjaciółki i patrzy na nią złowrogo.
-Violetta pytałaś o to nie całe 5 minut temu. I proszę cię bardzo, daj mi skończyć.-powiedziała Francesca odkładając maskarę na komodę.
-Nie jestem przekonana, czy to jest konieczne. Według mnie dziewczyny są ładniejsze gdy ich twarze, czy inne części ciała są naturalne.-powiedziała spokojnie, lecz z takim naukowym tonem.
-Oj tam, oj tam. Gadasz.-czarnowłosa się zaśmiała i wyjęła z różowej kosmetyczki cienie do powiek.-Gdy cię zobaczy to od razu się zakocha.-powiedziała uśmiechnięta dziewczyna. Violetcie to się nie spodobało. Zmarszczyła brwi i zacisnęła usta.
-Przecież mówiłam ci, że chce żeby chłopak mnie kochał za to jaka jestem charakterem, a nie wyglądem-oburzyła się.
-Taa pokarz mi choć jednego takiego.-powiedziała czarnowłosa kszyrzując ręce na piersi.
-Mam nadzieję, że spotkam kogoś takiego-powiedziała szatynka z lekkim rozmarzeniem.
-Dobrze daj dokończę tą pracę a potem się ubierzesz okej?-zapytała dla pewności.
-Tak oczywiście.-rzekła Violetta pozwalając dalej pracować Francesca.
Gdy Włoszka skończyła robotę triumfalnie się uśmiechnęła. Kazała się ubrać ciuchami, które z resztą sama wybrała. Violetta ciężko westchnęła ale nie chciała kłócić się z znajomą, gdyż i tak by nic nie wskórała, z dobrze ją zna. Zawsze postawi na swoim. Szatynka skierowała się w stronę łazienki przy okazji zgarniając ubrania leżące na łóżku. Gdy była w pomieszczeniu szybko zsunęła poprzednie wdzianka i założyła nowe, specjalnie przygotowane na tą okazję. Efekt był  dobry, ale  szatynka i tak wiedziała, że nie jest taką na jaką wygląda. Jeszcze raz popatrzyła na woje odbicie w lustrze i ciężko westchnęła Wolnym krokiem ruszyła w stronę swojego pokoju. Gdy znalazła się tam popatrzyła na swoją przyjaciółkę.
-I jak?-zapytała bez uczuć wiedząc jaka będzie odpowiedz. Francesca szeroko się uśmiechnęła i lekko przytuliła szatynkę.
-Wyglądasz bosko.-powiedziała po oderwaniu. Na twarzy miała ogromnego banana.-W sam raz na randkę z seksownym szatynem-powiedziała zabawnie poruszając brwiami.
-Francesca, powiem t po raz setni i ostatni. To nie będzie żadna randka!-ostatnie słowa aż wykrzyczała szatynka, ale do włoszki nic a nic nie docierało. Fran chwyciła Violetta z ramiona i szeroko się uśmiechnęła
-Powodzenia na randce.-rzuciła szeroko uśmiechając się. Już Violetta chciała coś powiedzieć ale przerwała jej Włoszka.-To pa!-krzyknęła, pstryknęła ją w nos i uciekła z pokoju w podskokach.
Castillo ciężko westchnęła i spojrzała na swój telefon leżący na łóżku. Podeszła do niego, usiadła na białym łóżku i wzięła do ręki czarne urządzenie. Gdy go odblokowała, postanowiła sprawdzić godzinę. 16. 38. Jeszcze raz westchnęła. Żeby zdążyć na spotkanie powinna się pośpieszyć, ponieważ droga do wyznaczonego miejsca jest nie krótka. Zebrała potrzebne rzeczy i włożyła je do torebki. Przed wyjściem z pokoju jeszcze raz przyjrzała się w lustrze . Wszystko wyglądało niesamowicie. Wyprostowanie i ułożone włosy, wspaniale wykonany makijaż, bosko dobranie ubrania i dodatki. Czego chcieć więcej. Ale to nie była prawdziwa Violetta. Wygląd w ogóle nie pasował do charakteru dziewczyny. No ale nic. Ni chciał marnować więcej czasu. Szybko wyszła z  domu i zwinnym krokiem podążyła w stronę parku. Właśnie tam postanowili się spotkać.

***

Violetta siedziała na ławce w parku. Czekała na Leona. Jest 17.07. Ale jej to nie przeszkadza, że się spóźnia. Bardzo miło było jej siedzieć na tej ławce z zamkniętymi oczami. Czuła na swoje twarzy lekki wiaterek, który poruszał jej włosami. W takiej sytuacji mogła siedzieć w nie skończoność. Nie obchodziło jej teraz nic. Była w swoim świecie, choć jej jawa też była idealna. Miała wszystko pod dostatkiem, lecz i tak odczuwała jakąś nieokreśloną pustkę w sercu. 
Nagle poczuła jak ktoś siada obok niej. Mogła się domyślić kto to był. Powoli otworzyła oczy i spojrzała w prawą stronę. Obok niej siedział uśmiechnięty szatyn. Wpatrywał się w nią z zdumienie.
-Hej.-odezwał się jako pierwszy Leon.
-Hej-odpowiedziała wpatrując się w jego zielone oczy. One były takie piękne, że dziewczyna nie mogła oderwać od nich wzroku. Miały coś w sobie, można powiedzieć, że były hipnotyzujące.
-Przepraszam za spóźnienie. Wypadło mi coś ważnego, ale skończyłem szybciej, więc jakoś się wyrobiłem.-wyjaśnił łagodnym głosem. Violetta wciąż nie mogła oderwać oczu od jego twarzy, a raczej zielonych tęczówek.
-Pięknie wyglądasz.-szatyn szeroko się uśmiechnął i założył niesforny kosmyk włosów, który opadał jej na policzek. Przy tym nie chcący dotknął opuszkiem palców policzka dziewczyny. Od razu poczuła, że jej policzek w tym miejscu płonie.
-Dziękuję-szepnęła i spuściła głowę żeby nie zobaczył jej zrumienionych polików. Leon nie chciał żeby dziewczyna poczuła się dziwnie dlatego postanowił załagodzić sytuację i zaprosić ją na lody.
-To co idziemy na te lody?-zapytał już głośnej niż poprzednim razem. Violetta podniosła głowę i znacząco się uśmiechnęła-W zasadzie to nie lubię lodów, ale może ty będziesz miała ochotę-powiedział wstając z ławki i wyciągając rękę w jej stronę. Szatynka tylko się zaśmiała i chwyciła jego rękę. Gdy dotknęli się na wzajem obaj poczuli przechodzący prąd . Dziewczyna na to uczucie lekko się uśmiechnęła, a chłopak od razu się otrząsnął Nie miał prawa przeżywać takich uczuć. Nie z nią.
-No to witaj w klubie, bo ja też nie znoszę lodów-powiedziała przez śmiech. Verdas odwzajemnił czyn dziewczyny.
-To powiesz na ciastko?-zaproponował uwodzicielskim głosem. Na sam ton jego głosu policzki dziewczyny zaczęły piec.
-No na to mogę się skusić.-zgodziła się dziewczyna szeroko się uśmiechając.
-To idziemy.-powiedział pewien siebie i puścił rękę Castillo. Ta aż nie mogła wyobrazić, że takie uczucia istnieją. Jeszcze nigdy tak się nieczuła. Cieszyła się bardzo Może to właśnie ten jedyny. Przemknęło jej przez myśl. Kto wie...

***

Chłopak i młoda dziewczyna co raz bardziej się poznają i naprawdę się polubili Violetta zaczarował Leon. Właśnie oto chodziło ojcu chłopaka, gdyż to właśnie on wyznaczył mu to zadanie. Był pewny, że jego syn podoła to wykonać. Zaś Leon też przyjął to bardzo dobrze, iż myślał, że  będzie to bardzo proste. Lecz okazało się w ogóle inaczej. Bardzo polubił nową przyjaciółkę. Choć znają się nie całe 2 godziny, ale wiedzą o siebie sporo. Mogli by tak rozmawiać bez końca. Nagle te wspaniałe chwile przerwał dzwoniący telefon dziewczyny. Wyjęła z torebki urządzenie. Gdy przeczytała kto dzwoni do niej troszeczkę się zasmuciła, gdyż wiedziała, że musi wracać do domu. Nacisnęła zieloną słuchawkę i rzuciła przepraszające spojrzenie swemu towarzyszowi. Ten na odpowiedz tylko kiwnął głową
-Tak tato?-odezwała się jako pierwsza. Wiedziała, że jeżeli nie odprawi kazania teraz, to będzie miała zajęcie na resztę wieczoru.
-Violetta, gdzieś ty się podziewasz ?!-zapytał zdenerwowany męszczyzna. Szatynka wiedziała, że nie może powiedzieć prawdy swojemu ojcu, bo bez zastanowienia zabroniłby spotykać się z Leonem.
-Jestem w kawiarni w raz z Francescą. -Pierwszy raz skłamała ,lecz wiedziała, że teraz powiedzenie im prawdy byłoby ogromnym błędem.
-Aha, to dobrze Violu, ale wracaj już do domu.-powiedział już spokojniejszym głosem. Violetta na jego odpowiedź odetchnęła z ulgą. Uwierzył w kłamstwo.
-Okej już idę. Pa-rzuciła szybko. Nie czekając na odpowiedz rozłączyła się i spojrzała na szatyna. Ten przyglądał się jej badawczo. Nie mógł uwierzyć dlaczego ona kłamie.
-Przepraszam, ale muszę już iść.-powiedziała trzymając kurczowo swoją torebkę.
-Jasne, rozumiem cię. To co spotkamy się jeszcze kiedyś-zapytał z nadzieją w głosie. Chciał z nią spotkać się nie tylko dla zadania, lecz i tego, że strasznie ją polubił, ale nikomu nie pokazywał tego uczucia.
-Oczywiście.-powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.-Masz mój numer więc zadzwoń okej?-powiedziała uśmiechając się
-Dobrze to do zobaczenia.-powiedział uwodzicielskim głosem i pocałował ją w policzek. Nic nie mogła powiedzieć. Jedynie gdy zobaczyła oddalającą się sylwetkę Verdasa szepnęła ciche i nieśmiałe "pa"

***

Tako oto prezentuje się mój drugi OS jaki napisałam.
Pierwszy wysłałam na konkurs do Candy
Według mnie jest nie zły
Ale opinię zostawiam wam
Na ten pomysł wpadłam wczoraj
A kiedy obejrzałam w raz w rodzicami "Akademia Policyjna" to mnie tak natchnęło i napisałam go
Ok nie przedłużam i czekam na komentarze
Nazwę tego OS wymyśle z czasem
Teraz nie mam pomysłu
A i będzie tak 3-4 części
Lucyy

piątek, 10 października 2014

Rozdział 8: Powiedziałem

Ten rozdział dedykuję jednej takiej myszce o imieniu  Verkaa Blanco :D

Przepraszam, że dedykuję ci taki denny rozdział

Pozdrawiam :****




Violetta

Po prostu genialnie! Wspaniale, extra! Mam teraz z nim zamieszkać, kiedy ja chce być z jego bratem. Dlaczego ja się w ogóle się na to zgodziłam?! Co mnie tknęło do takiego czynu! Mogłam po prostu powiedzieć jaka jest prawda. Ale nie! Musiałam się zgodzić. No bo co dobra Viola zawsze pomorze w biedzie. Nie wiem co mam teraz zrobić... Powiedzieć jak jest na prawdę ? Dalej to ciągnąć? Nie wiem! Co mam zrobić.
Właśnie siedzę w moim nowym pokoju. To znaczy to jest pokój gościnny bo za chiny nie będę spała w jednym pokoju z nim, a co powiedzieć w jednym łóżku. Ale o mnie denerwuję. Ciągle powtarza, że jakoś się ułoży, że będzie dobrze i tym podobne. Taa... Wszystko będzie dobrze jak Będę miała przy siebie Leona. Kiedyś uduszę tego Verdasa. To znaczy Fabiena. Nagle do pokoju wszedł "mój" , "kochany" idiota.
-Violu wszystko w porządku?-zapytał zmartwiony. On się jeszcze pyta?! Bałwan jeden W środku gotowałam się . niech on wyjdzie z tego pokoju bo nie ręczę  za siebie i mogę zapewnić, że poleje się krew. Nie ważne czyja to będzie krew.
Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem. Gdy zobaczył mój wyraz twarzy cofnął się lekko do tyłu. Odczekał kilkanaście sekund i znów powtórzył pytanie. Wzięłam głęboki wdech, gdy już chciałam się uspokoić. Grzecznie wyczekiwał na odpowiedz. Muszę przyznać chłopak ma takt. Bardzo dobrze poukładany. Gdybym go nie znała to właśnie tak bym pomyślała o nim. Tylko, że prawda jest w ogóle inna. Jeszcze razwzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego
-Gdy ciebie nie było było idealnie-powiedziałam oschle.-Ale i nie tylko teraz. Jeszcze w Madrycie było dobrze, nawet bardzo dobrze.-rzuciłam nadal patrząc na niego. Widać było, że nie ma pojęcia co powiedzieć. Albo po prostu układa sobie w głowie co chce mi powiedzieć. Leciutko, ale to prawie nie widocznie poruszał ustami, jak by układał słowa. Patrzył raz na mnie, raz na swoje ręce, a potem błądził wzrokiem po pomieszczeniu.. Co do "naszego" domu nasi rodzice szybko się uwinęli. Nawet bardzo. Tego samego dnia dostaliśmy klucze i kazali nam się przeprowadzić. Mówili, że nie chcą nam się plątać i przeszkadzać. Oni w ogóle mi nie przeszkadzali. Bardzo lubię rodziców Leona i Fabiena.Obaj są bardzo dobrze wykształconymi i przyjaznymi osobami.
Ona jak zawsze uśmiechnięta kobieta. Ma troszeczkę ciężki charakter, o ile opowiadał mi Leon. Ale ile czasu ja ją znam, to jest zawsze pogodną i wesołą kobietą.
On prezes ogromnej firmy architektonicznej. Jego nazwisko jest znane prawie na całym świecie. Z charakteru jest bardzo ciepłą osobą. Tak samo jak jego żona świetnie wykształcony.
Teraz sobie tak myślę, po kim Leon odziedziczył upór, a Fabien ten swój charakter. Nawet nie mogę go opisać słowami. Egoizm... nie mam zielonego pojęcia.
-Violetta, obiecałem ci, że przez ten czas będziesz razem z Leonem i dotrzymam słowa.-z rozmyśleń wyrwał mnie głos bruneta.-Jeszcze dzisiaj pojadę do Leona i powiem mu prawdę.-zapewnił mnie Verdas podchodząc bliżej.
-Naprawdę?-podniosłam głowę do góry . On na odpowiedz pokiwał twierdząco głową i wyciągnął rękę w moją stronę. Lekko się uśmiechnęłam i chwyciłam jego dłoń. Pomógł w stać z łóżka. Stanęłam na przeciwko niego. Spojrzałam na jego twarz. Szeroko się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam jego czyn. Przytuliłam się do niego, a on odwzajemnił uścisk. Czułam się przy nim dobrze, lecz z Leonem było jeszcze lepiej. Nagle poczułam jak jego dłoń zjeżdża niżej i ściska mój pośladek. Okej już przesadził. Szybko chwyciłam jego dłoń i zabrałam z mojego tyłku.
-Nie pozwalaj siebie.-warknęłam. Na odpowiedz usłyszałam tylko jego śmiech.-Ej mówię poważnie. Nie wciągniesz mnie do łóżka.-powiedziałam odsuwając się od niego i patrząc na  złowrogo. On tylko cwaniacko się uśmiechnął.
-Trudno. Nie będę po tobie płakał.-powiedział obojętnie. Odwrócił się w stronę drzwi z zaczął podążać w ich kierunku.
-A ty to gdzie?-zapytałam robiąc mały krok do przodu. Chłopak odwrócił się do mnie przodem.
-Poszukać sobie czegoś dzisiaj. Nie tylko ty jedna jesteś w tym mieście.-rzucił z niechęcią.
-O nie, nie, nie.-powiedziałam podchodząc jeszcze bliżej.-Obiecałeś mi coś i masz dotrzymać słowa.-powiedziałam poważnie. Fabien ciężko westchnął Widocznie nie chciało mu się tego robić, ale nie odpuszczę tak po prostu.
-Fabien ...-zaczęłam groźnie ale mi przerwał.
-Okej, okej już jadę do tego twojego ukochanego.-powiedział wychodząc z pokoju. Według mnie raczej chciał uniknąć tej rozmowy. Ale co mnie to, oby powiedział Leonowi prawdę. To najważniejsze.
Tak naprawdę wątpię, że da się mu wszystko wytłumaczyć. Jeżeli nie wysłuchał mnie, to co powiedzieć, że da dojść do słowa swemu bratu. No ale może coś z tym zrobi i będzie po staremu. Tak jak by...

***

Jeżeli tak powinno wyglądać życie z Fabienem to ja dziękuję. Jest godzina 23.46 a "mojego" księcia nie ma. Z domu wyszedł o godzinie gdzieś około 17. Nie to żebym się martwiła, ale w ogóle nie wiem czy Fabien rozmawiał z Leonem, czy od razu po wyjściu poszedł do koleżanki.Wkurza mnie to i nawet bardzo.Jak wróci do domu to będzie miał przechlapane. Uuuu, już brzmię jak jakaś jego żona, z którą sypia od czasu do czasu.
Gdyby jednak porozmawiał z Leonem, a ten by uwierzył na pewno by do mnie przyjechał, a choć by zadzwonił. Nic. Pusto. Żadnych wieści. Poirytowana wypuściłam z płuc powietrze i położyłam szklankę z gorącą herbatą na blat. Gdybym mogła wylała bym ją mu na głowę. Ale nawet pod wielkim wpływem złości tak naprawdę bym tego nie zrobiła. To znaczy zrobiła, ale zimną nie gorącą wodą. Już mam nawet pomysł jak przywitać "mojego" narzeczonego. Otworzyłam szafkę wiszącą za mną. Było tak sporo szklanek. Chciałam wziąć jedną z nich, ale w połowie drogi się zatrzymałam i cwaniacko się uśmiechnęłam. Zamknęłam z powrotem szafkę i odwróciłam się tyłem do niej. Spojrzałam na rondelek stojący na blacie, obok płyty indukcyjnej. Podeszłam do niego i chwyciłam go za uchwyt. Wlałam o środka lodowatej wody z kranu i postawiłam na wyspie kuchennej. Wystarczy czekać.
Po nie całej pół godzinie usłyszałam jak drzwi wejściowe się zamykają. To pewnie on. Szybko podniosłam się z sofy z i zwinnym krokiem pobiegłam do kuchni.
-Violetta? Gdzie jesteś?-usłyszałam jego głos do biegający z przed pokoju.
-Tu jestem !-odkrzyknęłam mu i chwyciłam garnek z wodą.
-Violu słuchaj, ma dla ciebie do...-nie zdążył dokończyć gdyż wylałam na niego zawartość rondelka. Brunet aż podskoczył, gdy poczuł na sobie zimną ciecz. Spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Szeroko się uśmiechnęłam i odłożyłam przedmiot na miejsce.
-Co to miało być?!-krzyknął wściekły.
-To za to, że tyle miałam przez ciebie czekać. A ty tym czasem bawiłeś się z jakąś koleżanką.-powiedziałam z wyrzutami.
-Okej, przyznam, że mogłem zadzwonić ale zapomniałem.-powiedział już spokojniejszym tonem.
-Zapomniałeś?!-myślałam, że wybuchnę.
-Spokojnie.-powiedział kierując się do łazienki.-Wszystko załatwiłem-gdy to powiedział od razu humor mi się poprawił.
-Leon uwierzył?!-krzyknęłam podekscytowana. Chłopak zatrzymał się i popatrzył w moją stronę.
-No nie zupełnie...
-Jak to niezupełnie. To powiedziałeś mu czy nie?
-Powiedziałem.
-I co?
-Najpierw nie uwierzył, ale potem powiedział, że musi to przemyśleć i, że skontaktuje się z tobą.
Taaaaaak! Jest jeszcze nadzieja

***

Taaa...
Troszkę denny...
Tą akcję z wodą długo się zastanawiałam czy dodać
Jednak dodałam i myślę sobie czy nie zrobiłam błędu
Jak coś mówcie usunę ten fragment
Jak widzicie w następnym rozdziale może coś się stać
Tylko co??
Okej nie przedłużam i czekam na opinię
Lucyy



poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 7: Nie z tą dwójką

Rozdział dedykuję Vickiii :D

Pozdrawiam cię kochana xD


Fabien

Gdy tylko Leon usłyszał co powiedziała Violetta, nie wytrzymał i wyszedł z salonu, a potem z domu. Violetta od razu rwała się żeby pobiec za min. Na chwile ją zatrzymałem, żeby nikt nic nie podejrzewał. No, wszystko  idzie po mojej myśli. Kilka miesięcy będziemy udawać zakochaną parkę, a potem szatynka będzie zmuszona mnie rzucić. Choć wiem, że zrobiła by to nawet w tej chwili. Widać, że naprawdę kocha mego brata i o dziwo mnie to cieszy. A tak w ogóle mam ogromną nadzieję, że Leonowi da się wszystko wyjaśnić. Ale wątpię w to wszystko. Od zawsze Leon był uparty. Jako dziecko czasami był nie znośny. Jak się o coś uprze to nie odpuści. I to nie zmieniło się do dzisiaj. Ale może Viola ma jakiś haczyk na niego. Bo naprawdę chce, żeby byli szczęśliwi nawet przez ten czas. Tylko przy ludziach być ze mną.
Gdy Viola wybiegła za moim bratem postanowiłem pójść jej śladem. Wyszedłem na podwórko. Rozejrzałem się do o koła i wypuściłem powietrze z płuc. Zauważyłem Violettę biegnącą chodnikiem. Jeszcze raz obejrzałem się i powolnym krokiem poszedłem w tą samą stronę gdzie pobiegła szatynka.
Tak idąc myślałem o wielu sprawach. Na przykład o tym jak to będzie układała się moja przyszłość. Może jak to mówią moi rodzice, ustatkuje się , znajdę sobie kobietę życia, albo po prostu z którą będę się dobrze czuł. Tak sobie teraz myślę czy che mieć dzieci, czy jednak nie? Właśnie to pytanie dręczy mnie już od jakiegoś czasu. Tak za bardzo nigdy nie lubiłem dzieci. Zawsze mnie denerwowali, wkurzali i tym podobne. Ale gdy zobaczyłem jak mojemu znajomemu urodził się syn, to po prostu nie mógł wytrzymać ze szczęścia, choć to było niechciane dziecko. Czas pokarze.
Nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie widok kłócących się dwóch osób. Jak się później okazało to byli Violetta i Leon. Chciałem podejść do mich i troszeczkę załagodzić sprawę, bo już na pierwszy rzut oka było widać, że mój brat nie uwierzyła szatynce. Gdy już byłem gotowy,żeby coś powiedzieć Leon odwróciła się w napięcie i poszedł. Z daleka było widać, że jest nieźle wkurzony. Nie poszło najlepiej. Pomyślałem i spojrzałem na szatynkę, która na dal wpatrywała się w to miejsce gdzie jeszcze kilka sekund temu znajdował się szatyn. Dziewczyna była zrozpaczona. Nie chciałem pogarszać spawy, więc stałem cicho. Czekałem na jaką kolwiek reakcję z jej strony. Po nie całej minucie spojrzała na mnie z zapłakanymi oczami.
-Nie wierzy mi...-łkała. Aż mi żal jej się zrobiło. To trochę moja wina. Trochę?! To wszystko moja wina. Ale jak zaczęliśmy musimy to zakończyć perfekcyjnie. A jak do pilnuję, że w między czasie naszego to znaczy mojego planu Viola i Leon będą razem.
Nic nie powiedziałem, tylko mocno ją przytuliłem. Dziewczyna szybko wtuliła się we mnie i chciała się uspokoić. Pomagałem jej w tym mówiąc, że wszystko będzie dobrze i, że wszystko załatwię. Nie trwało to długo ponieważ po jakichś 2 minutach szatynka już mogła normalnie mówić.
-Jak? Już lepiej?-zapytałem dla pewności. Dziewczyna pokiwała lekko głową i blado się uśmiechnęła.
-Lepiej.-szepnęła -Możemy już wracać. Ale pamiętaj obiecałeś, że wszytko załatwisz.
-Tak pamiętam jeszcze dziś planuje z nim porozmawiać. A teraz idziemy bo czekają na nas.

***

Właśnie w raz z Violą weszliśmy do domu moich rodziców. Gdy znajdowaliśmy się w salonie  prawie gości zniknęło. Zostali tylko rodzice szatynki i moi.
Gdy tylko nas zobaczyli szybko się podnieśli.
-A Leon to gdzie?-zapytała z lekka zdenerwowana mama.
-Powinien z raz się pojawić.-powiedziałem obejmując ramieniem dziewczynę stojącą obok mnie. Czułem kiedy ją dotknąłem lekko zadrżała i zesztywniała. Sam bym nie chciał być w takiej sytuacji jak ona. Ale na pewno to szybko się skończy
-Poszedł się przejść.-sprostowała Vilu.
-Aha to dobrze, bo ja i tatą mamy wam coś bardzo ważnego do powiedzenia.-powiedziałam dość stanowczym głosem.
Okej nie mam zielonego pojęcia o co może chodzić. Może już się dowiedzieli o naszym przekręcie? Oby nie . Jak by to zrobili miałby przechlapane.
Na Leona nie czekaliśmy zbyt długo. Po nie całych 10 minutach pojawił się w domu, choć nadal był zły, a może wkurzony...
-Leon musimy porozmawiać.-powiedziała nasza rodzicielka wstając z białej skórzanej kanapy.
-Nie mam ochoty. Nie z tą dwójką.-ostatnie słowa ledwo co rozpoznałem. Spojrzał jeszcze raz na naszą dwójkę, odwrócił się w napięcie i zaczął podążać w stronę schodów.
-Wracaj, to bardzo ważne.-tym razem odezwał się nasz ojciec. Szatyn zatrzymał się. Westchnął ciężko i odwrócił się w naszą stronę.
-Słucham.-powiedział podchodząc do nas wolnym krokiem.-Mówcie...
-Więc tak, wiemy jakie plany macie na przyszłość. I swoje życie planujecie wieść tutaj... w Buenos Aires. Dlatego my i rodzice Violi postanowiliśmy wam ułatwić początek tego życia.-powiedziała nasza matka wymachując przy tym rękoma. Violetta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Sam z tej wypowiedzi nie wiele wywnioskowałem. Spojrzałem na ukochanego mojej narzeczonej. Heh jak to ciekawie brzmi. Po jego minie można powiedzieć, że też nic nie zrozumiał
-Emm... co proszę...?-powiedziałem jako pierwszy.
-Tak w skrócie, kupiliśmy wam dom. A raczej domy, bo jak tak na was patrze to było by najgłupszym pomysłem jaki kol wiek wymyśliłem w swoim życiu. -zaśmiał się mój ojciec. Czegoś takiego się nie spodziewałem
-I, że co? Każdy będzie miał swój dom-zapytałem z nadzieją.
- Leon będzie miał własny dom, a ty i Viola wspólny.-powiedziała uszczęśliwiona blondynka.
O kurde...

***

No i mamy następny rozdzialik
Więc jak sami widzicie Leonetty nie ma...
Ale będzie i to nawet szybko :D
Viola i Fabien co raz bardziej wpadają do bagna...
Jak z tego wyją dowiecie się później xD
Pozdrawiam i czekam na opinie
Lucyy
Theme by violette