sobota, 23 maja 2015

Rozdział 28: Zdrajcy



    Spuszczam głowę. Nie mogę na niego patrzeć. Ocieram dłonią łzy płynące po czerwonych policzkach. Błagam, niech niczego już nie mów. Niech zostawi mnie w spokoju. Robię kilka kroków do tyłu, pociągając nosem. Kiwam głową, nadal szlochając.
    - Okej, rozumiem. - mówię niewyraźnym głosem, przygryzając dolną wargę.
    Słyszę, jak chłopak wypuszcza powietrze z ust. Chyba zrzucił z siebie ciężar. Podnoszę głowę i widzę Leona z przechyloną głową, który wpatruje się we mnie z opanowaniem. Jak on tak może? Posyła mi pokrzepiający uśmiech i robi dwa kroki do przodu rozchylając ramiona. Lecz ja automatycznie cofam się. Nie mogę tak po prostu paść mu do ramion. Nie teraz. Szatyn prycha cicho z rozdrażnieniem.

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 27: Będzie po kłopocie



   Weszłam stanowczym i szybkim krokiem do kuchni mrugając szybko powiekami, by pozbyć się gromadzących się łez. Wzięłam głęboki wdech. Muszę się uspokoić. To Leon zadecyduje, nie ja. Ja wiem czego chce, a czy on też?
   Nagle usłyszałam ciężkie i szybkie kroki, który zmierzały w moją stronę. Przekrzywiłam głowę i zacisnęłam oczy. Starałam pohamować cisnące się łzy.
   - Violetta, co ty gadasz? - zapytał ostro wchodząc do pomieszczenia. Starałam się na niego nie patrzeć. Muszę się najpierw uspokoić. - Co się z tobą dzieje? - dodał nadal podniesionym i zdenerwowanym głosem. Okej, koniec tego! Odwróciłam głowę w jego stronę i zgromiłam go wzrokiem, nabierając powietrza do płuc otarłam dłonią cieknące po policzkach łzy.

czwartek, 7 maja 2015

One Shot: Szczeniacka miłość część 1




  - Mamo, błagam cię, mam prawo to wiedzieć! - zaczął podnosić głos młody szatyn. Już nie mógł wytrzymać tej całej zaistniałej sytuacji. Cały w środku aż się gotuje, ale jeszcze nie pora na wybuch.
  - Po raz setny ci powtarzam, nie powiem nic. - mruknęła spokojnym i opanowanym głosem niska kobieta nalewając wrzątek do herbaty. Cały czas uporczywie nie chce spojrzeć na chłopaka. I to najbardziej go denerwuje..
   - Mamo, spójrz na mnie i powiedz prawdę. Mam swoje prawa i musisz mi powiedzieć jak on ma na imię. To mi wystarczy. - zaczął energicznie wymachiwać rękami. Miał dość zachowania matki.
   - Kasse, mogę ci powiedzieć, ale dobrze wiem jak to się skończy. On zniszczy nam życie i dobrze to wiem. - burknęła kobieta podnosząc wzrok na swego rozzłoszczonego syna.
   - Każdy ma ojca, albo choć zna go, wie jego imię, nazwisko gdzie pracuje, a ja/ Nic. Wielkie blade nic! - krzyknął poirytowany szatyn - Wiem o nim tylko tyle, że ja jestem strasznie do niego podobny. - rzucił lekko uspokojony opierając się o kuchenny blat. Kobieta na te słowa gwałtownie odwróciła w stronę chłopaka głowę.
   - A ty to skąd wiesz jak on wygląda? - zadała pytanie nie kryjąc zdumienia i niezadowolenia. Szatyn zmroził ją wzrokiem.
   - A stąd, że nikt z twojej rodziny nie ma zielonych oczy i czekoladowych włosów. - prychnął nadal oburzony nastawieniem matki.
   - Ja też miałam czekoladowe włosy. - oburzyła się Violetta i złapała lekko zniszczony, krótki blond kosmyk w swoje niewielkie dłonie.
   - Ta jasne, a te oczy, to co mutacja? - chłopak już naprawdę nie panował nad swoimi uczuciami. Bardzo kocha swoją mamą, ale nigdy nie może zrozumieć, czemu ona nie chce powiedzieć mu kim jest jego ojciec. To go bardzo boli, Strasznie chce go poznać i zrobi to, choć by nie wie co. Zrobi to i nic go nie powstrzyma.


***


   Kobieta ciężko westchnęła opierając się o murek koło firmy w której pracuje. Jest tam wiceprezesem. Tak szczerze to nudzi ją ta praca. No ale co zrobisz? I znowu ciężko wzdycha, podnosi papierosa do ust i zaciąga się. Przyrzekła mu, że już nigdy w życiu nie zapali, ale gdy stres pojawia się w jej życiu nic nie może na to poradzić, a jak zaciąga się od razu przypomina się jej on. Tak źle i tak niedobrze. Tylko, że rzecz w tym, że jak już zacznie to nie ma umiaru.
   Co ja mam teraz zrobić?   Zadaje sobie to pytanie już od jakiegoś czasu.  Powiedzieć prawdę, czy dalej żyć swoim życiem, a tego tematu unikać jak się tylko da? Niby z jednej strony to dobry pomysł dla niej, ale dla jej syna już niekoniecznie. 
   Blondynka podnosi głowę do góry i wypuszcza z płuc dym. Kręci z rozdrażnieniem głową i z powrotem się zaciąga. 
   To wszystko jest do dupy... komentuje w myślach kobieta. Szybkim ruchem gasi papierosa, gdy widzi, że w jej stronę zmierza wysoki mężczyzna. Violetta odwraca się do niego tyłem. Opuszcza głowę i cicho wzdycha. Chce uniknąć tej konfrontacji. Wie co powie jej współpracownik. I to będzie szczera i dobra prawda. Dobra tyle, że nie dal niej.
   - Violetta. - mówi wyraźnie jak na przywitanie. - Palisz. - stwierdza i sam wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki białe niewielkie opakowanie z używkami. - Znowu o nim myślisz. - westchnął i zapalił papierosa wdychając dym do płuc. Saramego pokręciła głową i znowu zaciągnęła się.
   - Kaspian znowu domaga się tego. On strasznie chce wiedzieć kto jest jego ojcem. A ja w życiu tego mu nie powiem. - burczy poirytowana kobieta. Mężczyzna patrzy na nią z niedowierzaniem.
   - Ale on ma prawo wiedzieć kto jest ojcem. - mówi zmieszany. Nigdy jeszcze nie słyszał czegoś tak bezsensownego.
   - Pieprzone prawo. - cicho warczy do siebie i przykłada papierosa do ust. Zaciąga się, a potem zdenerwowana ciska go na ziemię i depcze .
   - Jak znam życie Kasse dowie się kim jest ojciec. I to nastąpi szybciej niż ci się wydaje. - ostrzegł blondynkę brunet i od wrócił się w drugą stronę. 
    Violetta zmroziła go wzrokiem i zacisnęła usta. Niedoczekanie. Wrzasnęła w myślach i ruszyła szybkim krokiem z powrotem do budynku.



***


    Ciężko wzdycha i znowu kartkuje papiery, które musi dokładnie sprawdzić, przed wysłaniem. Kobieta jest strasznie podenerwowana tym całym syfem , który porobił się w firmie po tym jak jej współpracownik postanowił podpisać kontrakt z firmą zajmującą się sprzedawaniem żywności z innych krajów. . To wszystko równa się ogromne zyski jak dla nich tak i d;a tamtej firmy, ale też graniczy  się ogromny stras i wiele problemów, które każdy ma nadzieję, że z czasem zminimalizują  się.
    Nagle ktoś zapukał do drzwi. Kobieta aż podskoczyła na swoim siedzeniu, a chwilkę później do gabinetu wparowała zadyszana blondynka. Szybko odgarnęła roztrzepane włosy i poprawiła krótką spódnicę, która podniosła się w trakcie biegu do góry.
   - Dobra, słuchaj tu masz te papiery. Wszystko sprawdzone po kilka razy.- zaczęła zadyszana dziewczyna.  - A jak tam twoje prace. - zadała pytanie podchdząc bliżej i kładąc papiery na jej dużym biurku. Gdy blondynka nabrała powietrza do nozdrzy, strasznie się skrzywiła i odeszła kilka kroków do tyłu. - Violetta, no wieś, nie dobijaj mnie!  Kobiecie nie należy palić. I nawet nie wyobrażasz jak od ciebie wali. - poskarżyła się marszcząc nos. Violetta przymknęła lekko oczy i ciężko westchnęła. Od razu coś się jej przypomniało. 
   
Studentka wciągnęła dym papierosowy do płuc i w duchu się uśmiechnęła. Dawało to jej dużo relaksu i spokoju. Paliła już od dłuższego czasu i ani nie marzy z tym skończyć. Nagle poczuła ciepłe ręce na jej talii. Lekko się uśmiechnęła i przymknęła z zachwycenia oczy.
   - Kobietom nie należy palić. - szepnął uwodzicielsko młody chłopak do ucha. Po ciele dziewczyny przeszedł ciepły i intensywny dreszcz. - A tak w ogóle nie powinnaś palić. Szkodzi zdrowiu. - bąknął odsuwając się od niej i zabierając z gładkiej dłoni szatynki jeszcze niedokończony używek. Przybliżył go do ust i sam się nim zaciągnął.
   Dziewczyna przyglądała się temu wszystkiemu z uśmiechem.
   - I kto to mówi kochanie. - szepnęła mu do ucha i klepnęła w pośladek. Odwróciła się tyłem do otwartego okna i odchyliła głowę . - Ale tak na serio. Jesteś za młody na to wszystko. - powiedziała spoglądając na niego kątem oka. On poruszał zabawnie brwiami i łobuzersko się uśmiechnął.
   - Mam przestać? - zadał pytanie dla pewności. Szatynce od razu zaświeciło się o co mu chodzi i szeroko się uśmiechnęła odwracając głowę w jego stronę.
   - Nie jednak się nie zmieniaj. - szepnęła i cmoknęła go w usta.
   - Ja się nie zmienię. Ale ty owszem.

   Saramego ciężko westchnęła. Już chyba nigdy o nim nie zapomni.
   - Violetta. - usłyszała groźne warknięcie. Od razu spojrzała na drobną, piękną blondynkę stojącą przed nią z założonymi rękami na piersi.
   - Tak? - mruknęła zmieszana kobieta.
   - Przestań odpływać. Tak go nie przywrócisz. - skwitowała dziewczyna i podeszła z powrotem do biurka. Violetta zmarszczyła brwi. Nie spodobało jej się co właśnie usłyszała od znajomej.
   - Przepraszam bardzo. Od kiedy cała firma interesuje się moim życiem prywatnym? - zadała poirytowana pytanie krzyżując ręce na piersi i podpierając się na fotelu. Młodsza blondynka cicho westchnęła.
   - Nie cała firma, tylko ja i Andrew. Violetta, co się z tobą dzieje... - zaczęła spokojnym i lekko zmartwionym głosem kładąc dłonie na biurku.  Kobieta mroziła ją wzrokiem.
   - Słuchaj, Dylan, lubię cię. Przestań wpychać się w nieswoje sprawy to moja opinia się nie zmieni. Dziękuję za papiery. Dowiedzenia. - warknęła chłodno nawet nie patrząc na zmieszaną dziewczynę. 
   - Ale... - zaczęła Dylan, tyle, że Violetta nie miała już cierpliwości na tą rozmowę.
   - Powiedziałam: do widzenia. - warknęła ponownie. Podniosła się z siedzenia i podeszła do dużego okna. Kilka chwil później usłyszała ciche trzaśnięcie drzwiami. 
   Opuściła głowę i cicho westchnęła. Nie radziła sobie. Nie radziła ze sobą. Zmieniała się i to bardzo, ale nic nie mogła z tym zrobić. Może po prostu nie chciała...



***


    Violetta była już w domu. Właśnie robiła sobie kawę. To był strasznie męczący dla niej dzień w pracy. Miała jej po uszy i do tego nurtowało ją codzienne i prywatne problemy. Przez cały dzień nie mogła zapomnieć rozmowy ani tej, którą odbyła z Andrew - jej współpracownikiem, jak i Dylan, koleżanką z pracy. 
   Potarła dłonią suche czoło i westchnęła głęboko i głośno. Pokręciła głową. Wie co się stanie jak jej syn wróci do domu. Kolejna kłótnia, kolejne nieporozumienie, kolejna dawka stresu...
   Poszła wolnym i smętnym krokiem z kubkiem gorącej kawy do swojego gabinetu. Gdy weszła do niewielkiego, lecz przytulnego pomieszczenia postawiła filiżankę na białym, błyszczącym stole przeznaczonym do pracy. Zacisnęła usta w cienką kreskę, a ręce włożyła do tylnych kieszeni jasnych dżinsów. Nabrała powoli i głośno powietrza do płuc i cofnęła się kilka kroków do tyłu, aż natrafiła na gładką ścianę. Bez zastanowienia osunęła się po niej. Przyciągnęła kolana do piersi, objęła je ramionami, a głowę schowała pomiędzy je. Zaczęła powoli się kołysać. W lewo, w prawo...
   Co raz bardziej popadała w dołek, który sama pod sobą kopała. I gdy ktoś chciał jej pomóc w podniesieniu się ona odtrącała pomocną rękę i jeszcze w dodatku obrażała się na niego.
   Wiedziała co robi, ale nie mogła tego powstrzymać. Stała się taka po jego odejściu,a raczej jej odejściu od niego. Ona samo osądziła o swoi losie, swoim i swojego syna. Tak bardzo nie chciało go krzywdzić, ale jej natura nie pozwalała tego skończyć... Nie mogła...
   
   Szli za rękę po niewielkim lesie, nieopodal domu dziewczyny. Obaj czuli się magicznie. Zachód słońca rzucał długi i lekko pomarańczowy cień drzew. Było cudownie. Niczego więcej im nie brakowało. Mieli siebie nawzajem i to wystarczyło.
   Dziewczyna poczuła wzrok szatyna na jej skórze. Odruchowo odwróciła powoli głowę w jego stronę. Przyglądał się jej z zachwytem w oczach.Dziewczyna zobaczywszy to uśmiechnęła się nieśmiało i podniosła pytająco brew do góry.
   - No co? - zapytała cicho roześmiana. Szatyn odwzajemnił jej gest i wzruszył powoli ramionami.
   - Nic. prześlicznie wyglądasz. - skomentował ją Dziewczyna zatrzymała się i zaśmiała się ość głośno patrząc na swój ubiór.
   Miała na sobie szare leginsy, czarne baletki i zabraną przymusem czarną bluzę szatyna. Podniosła lekko ręce do góry podwijając o wiele za duże i długie rękawy.
   - To ma być śliczne? - zapytała dla pewności. Chłopak pokiwał twierdząco głową i pocałował namiętnie studentkę. Violetta oddała pocałunek.
   - Tak właśnie to, ale nie tylko. - szepną,ł po oderwaniu. Dziewczyna zarumieniła się i uśmiechnęła się wesoło. 

   Violetta zaczęła kręcić z rozpaczą głową. Jak mogła tak się zachować. Na samym końcu mogła postawić kreskę, ale nie zrobiła tego. Żałuje tego? Bardzo, ale jeszcze bardziej żałuje tego, że zostawiła go. Była tego wszystkiego świadoma, ale nie wiedziała, że aż tak będzie przez to cierpieć.
   Kilka minut kobieta siedziała w bez ruchu, ale w końcu wzięła się w garść i podniosła się. Trzęsącymi się nogami podeszła do biurka i usiadła z skórzanym, czarnym fotelu. Rozłożyła bezwładnie ramiona na boki i wypuściła powietrze z ust. Rozejrzała się dookoła. Muszę coś z sobą zrobić... i to szybko... pomyślała zrezygnowana. Saramego zaczęła myśleć, jak by tu postąpić. Tak by jej syn przestał wypytywać o tatę, a ona zapomniała o nim.
   Główkowała przez dłuższy czas i wciąż nic nie mogła wymyślić. Przeszkadzało jej bardzo dużo wspomnień związanych z nim. Uderzyła mocno tyłem głowy w zimne oparcie fotela i od razu syknęła z bólu. 

   Drzwi do gabinety otworzyły się z hukiem, a do pomieszczenia weszła para. Całowali się brutalnie. Byli spragnieni siebie nawzajem. Chłopak niezwłocznie przycisnął swoją ukochaną do ściany koło drzwi i zaczął całować po szyi. Dziewczyna wyciągnęła ją by ten miał większy dostęp do jej wrażliwej skóry. Dyszała głośno i niemiarowo. Czuła się wspaniale. Wpięła swoje chude palce w jego bujne, brązowe włosy i jeszcze bardziej przyciągnęła jego głowę do siebie. Tym razem to chłopak głośno jęknął. i z powrotem wrócił do jej ust. Byli jak w transie. Nikt inny w tym momencie nie istniał. Byli tylko oni.
    Młody chłopak szybko oderwał się od Violetty, pociągnął ją za rękę i zwinnym ruchem zdjął jej koszulkę. I znowu powrócił do łapczywego całowania. Szatynka nie była mu długo dłużna. Gwałtownym szarpnięciem rozpięła jego koszulę, a guziki od niej rozleciały się po całym pomieszczeniu. No to szatyn zaśmiał się cicho i zdjął z ramion ubranie, które nadawało się tylko do śmieci. Cały czas całując się chłopak zrobił kilka kroków do tyły, ręką szukając biurka. Gdy je znalazł oderwał się od ukochanej i łobuzersko się uśmiechnął. Zwinnym ruchem ręki zrzucił z stołu wszystkie rzeczy, czyli jakieś papiery, długopisy. Dane rzeczy z hukiem wylądowały na ziemi. Drugą wolną ręką szatyn objął dziewczyną w okolicach pupy i poderwał do góry. Ta cicho pisnęła. Uśmiechnęła się uroczo i pogłaskała ukochanego po miękkich włosach, powoli i lekko składając na jego wargach niewinny pocałunek.Nie czekając na dalszą reakcję położył ją na stole i rozłożył ręce przyciskając tym samym nadgarstki dziewczyny do zimnej powierzchni biurka p ou stronach jej głowy. Violetta westchnęła z zachwytu. Leon stanął między jej uda, pochylając się nad nią.
   - Twój tata, nie będzie zły, że zrobiłeś bałagan w jego gabinecie? - zapytała lekko dysząc. Chłopak podniósł zabawnie brwi i uśmiechnął się cwaniacko.
   - Jak się nie dowie to będzie okej. - mruknął prosto w jej rozgrzane usta. Szatynkę od razu przeszedł dreszcz. Chłopak z powrotem przywarł do jej ust. Całował z zachłannością, odsuwając jedną z misek stanika dziewczyny ukazując jej jędrną pierś.
   - Jak to będzie wyglądało? - zapytał przybliżając się ustami do jej brodawki i lekko muskając ją miękkimi wargami. Od tego dotyku szatynka się wypięła w łuk. Dziewczyna zaczęła ciężko i głośno oddychać. - No jak kochanie. - ponaglił ją chłopak tym razem biorąc brodawkę do ust i mocno ją gryząc. Violetta krzyknęła czując nie mały ból na jej sutku, ale o chwili ból zmienił się w przyjemność. - Powtórzyć? - zapytał jeszcze raz poruszając gwałtownie biodrami, atak, że jego członek odbił się od kobiecości Violetty. Ta na to szybko nabrała powietrza do płuc.
   - Ostro. - wysyczała przez zaciśnięte zęby

   Nie, nie nie! Przestań! Natychmiast!  zaczęła krzyczeć w myślach łapiąc się za głowę i opierając ją o biurko. Nie może przestać myśleć o tym co się kiedyś wydarzyło. Było to cudowne, ale nie mogła już z tym żyć. Bolało strasznie bolało...

   - Leon! - wrzasnęła dziewczyna  wbijając pomalowane paznokcie w skórę od fotel. - Dojdę. - syknęła przez zaciśnięte zęby. Obaj ciężko dyszeli, ale nie zwalniali rytmu. Właśnie, że przeciwnie. Na te słowa szatyn jeszcze bardziej przyśpieszył, a z ust Violetty wydarł się przerażający krzyk. Był to krzyk podniecenia i przyjemności. 
   Dziewczyna spojrzała głęboko w oczy chłopaka i zdyszana szeroko się uśmiechnęła nie przestają się poruszać. Położyła dłonie na jego szyi i mocno pocałowała. Leon od razu oddał pocałunek, lecz po chwili przerwał go.
   - Już? - warknął ostro w usta ukochanej. Dziewczyna pokiwała energicznie głową  i położyła głowę w zagłębieniu szyi Verdasa dochodząc z głośnym okrzykiem. Z piersi chłopaka zduszony jęk. Obaj dyszeli głośno i nie miarowo. Po prawie trzygodzinnym seksie byli wykończeni.
   Chłopak kilka chwil później podniósł się z fotela swojego ojca w raz z dziewczyną na rękach podążył w stronę swojego pokoju. Gdy był na miejscu, ostrożnie położył ukochaną na łóżku i przykrył kołdrą. Violetta mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i szybko zasnęła. Leon pocałował ją w czoło i cicho wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Z powrotem wrócił do gabinetu taty by posprzątać syf, który narobił w raz z dziewczyną podczas seksu.


   Kobieta zacisnęła powieki. Oparła łokcie o biurko, a głowę o dłonie.  Głośno westchnęła.  Po cholerę mi to było?! zapytała retorycznie sama siebie. Już od prawie 16 lat zadawała sobie to pytanie i nigdy nie znalazła prawidłowej odpowiedzi.  Dlatego bo był wspaniały w łóżku? Z pewnością, ale nie do końca... Dlatego bo był nieziemsko przystojny i każda dziewczyna za nim się oglądała? No... zalicza się do tego. Dlatego, że był ideałem mężczyzny, choć nie można było wtedy tak o nim powiedzieć...? Nie pogardziłam wtedy tym... Bo go kochałam...? Gdy Violetta zadała sobie ostatnie pytanie, zaczęła naprawdę ciężko myśleć. Czy naprawdę mogła się wtedy w nim zakochać?
   W jego ust padło kila razy te magiczne słowa, ale blondynka nigdy nie brała ich na powarznie. Był młody i głupi. Nie wiedział co mówi, był pod wpływem emocji. Pomyślała pocieszając się w myślach. To tylko głupi szczeniaczek... Przypomniały jej się słowa siostry Verdasa. Kiedyś były najlepszymi przyjaciółkami, tyle, że życie nie pozwoliło długo przyjaźnić się...


   - On to ma czym się chwalić. - pomyślała głośno szatynka opadając na miękkie łóżko przyjaciółki. Brunetka zmarszczyła brwi, a na jej czole pojawiła się głęboka zmarszczka.
   - Kto? - zapytała zdziwiona. Nie otrzymała odpowiedzi. Szatynka była za bardzo zafascynowana chłopakiem. - On?! - zapytała z niedowierzaniem wyciągając rękę i  pokazując drewniane ciemne drzwi. 
   Violetta uśmiechnęła się niewinnie i cicho westchnęła. Pokiwała twierdząco głową. Piękna brunetka westchnęła z bezradnością. Podeszła do swojego wielkiego łóżka i położyła się ostrożnie obok Saramego. 
   - Słuchaj, dam ci bardzo dobrą radę. W nim się zakochać jest bardzo łatwo, sama go widziałaś. Można go porównać do szczeniaczka wiesz? - powiedziała weselej podnosząc się na łokciu i patrząc z góry na dziewczynę.
   - Szczeniaczka? - zapytała z nieukrytym śmiechem. Dziewczyna pokiwała energicznie głową.
   - No, on jest taki słodki i uroczy jak mały puchaty szczeniaczek. Zakochujesz się w nim z minuty na minutę, on tak samo. - zaczęła wyjaśniać Verdas
   - No to chyba dobrze jak i on szybko się zakochuje. Miej latania za nim. - zakpiła wesoło szatyna. Brunetka pokręciła przecząco głową lekko podnosząc do góry brwi.
   - No tak, ale jak zobaczy ładniejszą, lepszą milszą to rzuci ciebie dla niej, bo teraz będzie kochała ją a nie ciebie. Szczeniaki tak mają, a Leon jest strasznie do nich podobny. Ja już go znam.




***


Witam wszystkim bardzo serdecznie :D
Od razu chce was przeprosić, że nie dawałam znaku życia prze około 3 tygodnie. Najpierw były egzaminy, czyli nie chciało mi się pisać, potem długi weekend, czyli codziennie imprezy i też nie chciało mi się, no ale macie OS'a
Chciałam go najpierw skończyć, a potem opublikować, ale jedna osoba zapytała o niego i tak pomyślałam rozdziału nie napiszę bo nie wiem co mam pisać to może ten Os opublikuję. No i jest
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Następna część zależy od was. Jak dużo będzie komentarzy ^^
Pozdrawiam

L
Theme by violette