-Zlecono właśnie ci to zadanie, ponieważ jesteś najmłodszy z całej naszej grupy.-powiedziała spokojnym głosem piękna blondynka.
-No dobrze . To co mam zrobić?-rzekł i wygodniej rozsiadł się w swoim krześle krzyżując ręce na piersi.
-Musisz ją zaczarować, tak zrobić żeby się zakochała na śmierć a potem tak zostawić, żeby z własnej woli popełniła samobójstwo. Podołasz to wykonać?-zapytała blondynka uważnie przyglądając się chłopakowi siedzącemu na przeciwka.
-Oczywiście, to przecież pestka-powiedział troszeczkę rozbawiony
-Bardzo dobrze, lecz masz jedną zasadę, nie możesz się w niej zakochać.-tej ton był bardzo poważny i surowy.
***
On- 22 latek. Jest bardzo przystojnym i wyrozumiałym chłopakiem. Ma ojca i brata o imieniu Christopher. Chris jest starszy od niego o 3 lata. Działa w jednej takie grupie, która jest oparta na usuwaniu niechcianych osób z drogi. Wszyscy członkowie grupy są świetnie wytrenowani fizycznie i psychicznie. Leon bo tak właśnie się nazywa ten chłopak, jeszcze tylko jest na etapie uczenia się różnych technik walk, używania broni i tym podobne. Trafił do tej grupy przez swego ojca, gdyż ten jest jednym z dowódców tych organizacji. One są podzielone na kilka mniejszych grup tak żeby nikt ich nie namierzył, albo nie znalazł. Tak naprawdę zabijanie to nie wymarzona robota chłopaka. Chciał wieść spokojne życie, ale jednak los inaczej zaplanował mu przyszłość.
Ona-Violetta Castillo, 17 letnia córka słynnego policjanta. Dziewczyna jest bardzo miła, pomocna i ciepła. Nigdy nie chce czyjejś krzywdy. Zawsze znajdzie takie wyjście, żeby każdej stronie było dobrze. Nie ma żadnego rodzeństwa. Żyje w raz z matką i tatą. Jest w pierwszej klasie liceum, Jej ojciec, jak wspomniałam przedtem jest komendantem policji w Buenos Aires.Nigdy nikomu nie odpuszcza. Dąży do celu, to znaczy, żeby złapać przestępców i ukarać ich za wyrządzone szkody.Bardzo kocha swoją rodzinę i chce dla niej jak najlepiej. Ale tylko kilka osób wie jaka jest prawda, o Germanie Castillo. Czy ona wyjdzie na jaw?
***
Młoda szatynka w raz z swoją najlepszą przyjaciółką szły uliczkami Buenos Aires. Od zawsze Violetta uwielbiała jeszcze zimnym porankiem przechadzać się po tym mieście. Nie miała żadnych problemów w szkole, w rodzinie panowała harmonia i miła atmosfera. W szkole każdy ją lubił, zawsze była pomocna. Nie miała wrogów ani ludzi którzy życzą jej złego. Jej życie było idealne. Violetta zawsze marzyła o szczerej , nie udawanej miłości. Gdyby tylko chciała mogła by mieć każdego ze szkoły, lecz nie chce tego robić. Każdy stara się o jej względy, ale nikomu jeszcze to się nie udała. Jeszcze...
-Violu, jak tam się trzymasz. Wszystko w porządku?-zapytała zaciekawiona włoszka patrząc na swoją przyjaciółkę. Szatynka tylko się uśmiechnęła.
-Wszystko jest w najlepszym porządku. Jak zawsze...idealnie.-powiedziała nadal idąc przed siebie.
-A nie nudzi cię trochę ta monotonia?-zapytała czarnowłosa piękność. Castillo spojrzała na nią z zdezorientowaniem i podniosła brew do góry.- Chodzi mi o to czy nie jesteś zmęczona tym wszystkim. Żadnych kłótni w domu, w szkole tylko piątki, to z czasem mogło by się stać...nudne.-powiedziała Włoszka. Violetta za bardzo nie wiedziała jak ma odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony Francesca miała rację. To stawało się nudne. Nie mogła nigdzie wyjść z znajomymi. Tylko siedzieć z rodzicami przy stole i rozmawiać o uczuciach. A z drugiej to było bardzo dobre, ponieważ wiedziała, że rodzice nie zostawią jej na lodzie.
-Ciężko jest odpowiedzieć na twoje pytanie. Z jednej strony masz rację, ale też są dobre strony tego wszystkiego.-powiedziała zerkając na dziewczynę.
-Rozumiem cię.-powiedziała lekko zamyślona czarnowłosa.-Co powiesz na poranny koktajl?-zapytała zadowolona włoszka.Szatynka spojrzała na nią z szerokim uśmiechem.
-Czytasz mi w myślach.-powiedziała uradowana córka policjanta.
-No to na co czekamy? Idziemy!wesoło krzyknęła Francesca . Chwyciła rękę swojej przyjaciółki i razem pobiegły w stronę kawiarni gdzie robią najlepsze koktajle w mieście.
Dziewczyny postanowiły zamówić koktajle na wynos, gdyż nie chcą spędzać tak pięknego poranka w pomieszczeniu. Gdy zamówienie było gotowe, dziewczyny zapłaciły z nie i powolnym krokiem zaczęły podążać w stronę drzwi wejściowych.Włoszka i Castillo były tak pochłonięte dyskusją, o nadchodzącym projekcie z fizyki, że nie zauważyły jak do lokalu wchodzi chłopak. On tak samo był wciągnięty w rozmowę tylko, że przez telefon, tak samo ich nie zauważył. Tym samym doszło do zderzenia młodej szatynki i przystojnego chłopaka. Nic by się nie stało gdyby Violetta nie trzymała w ręku plastikowego kubka z napojem. Zawartość naczynia wylądowała na na czarnej koszuli chłopaka. Cała trójka była w ogromnym szoku. Jako pierwsza odezwała się szatynka.
-O mój Boże! Bardzo cię przepraszam.. Nie zauważyłam cię.-panikowała dziewczyna. Wyjęła z torebki chusteczki i zaczęła wycierać plamę na koszuli Leona. Ten tylko się zaśmiał i lekko chwycił nadgarstki dziewczyny odsuwając je go siebie.
-Spokojnie. Po części to też moja wina zagadałem się. A o koszule nie martw się bo w samochodzie powinna być jeszcze jedna.-powiedział nadal śmiejąc się. Dziewczyna poczuła jak jej policzki zaczynają piec. Spuściła głowę tak żeby jej loki zasłoniły czerwone poliki.-Nie martw się.-jeszcze raz zapewnił ją szatyn. Violetta podniosło wzrok i spojrzała z uśmiechem na niego.
-I tak jestem ci winna tą pobrudzoną koszulę.-powiedziała jeszcze szerzej się uśmiechając.
-Nie trze...-zawiesił głos-A wiesz co może wybierzemy się dzisiaj gdzieś. Na przykład na lody, bo koktajl źle wspominam.-na te słowa obaj się zaśmiali Violetta znowu się zarumieniła.- To co dziś o 17?-zapytał Leon podnosząc brew.
-Jasne.powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
-A tak w ogóle jestem Leon.-wyciągnął rękę w stronę szatynki.
-Violetta -szybko podała mu rękę.-To do 17.-rzuciła Castillo do odchodzącego chłopaka.
Francesca bacznie przyglądała się temu całemu zdarzeniu. Wiedział, że z tego całego zdarzenia coś wyniknie. Jej przyjaciółka jeszcze nigdy tak się nie zachowywała przy żadnym chłopaku.
-Fran idziemy do domu?-zapytała uśmiechnięta szatynka.
-Tak, no przecież musisz się przygotować na swoją randkę.-powiedziała kusząco włoszka. Jej odpowiedzi bardzo zdziwiła Violettę.
-O czym ty mówisz, to nie będzie żadna randka.-powiedziała broniąc się Violetta.
-No nie w ogóle-powiedziała sarkastycznie czarnowłosa.-No chodź!-rozkazała i pociągnęła za rękę w stronę domu Castillo.
***
-Fran która godzina?-zapytała szatynka cofając głowę do tyłu tym samym przeszkadzając w pracy pięknej Włoszce. Ta z zdenerwowanie odsuwa się od swojej przyjaciółki i patrzy na nią złowrogo.
-Violetta pytałaś o to nie całe 5 minut temu. I proszę cię bardzo, daj mi skończyć.-powiedziała Francesca odkładając maskarę na komodę.
-Nie jestem przekonana, czy to jest konieczne. Według mnie dziewczyny są ładniejsze gdy ich twarze, czy inne części ciała są naturalne.-powiedziała spokojnie, lecz z takim naukowym tonem.
-Oj tam, oj tam. Gadasz.-czarnowłosa się zaśmiała i wyjęła z różowej kosmetyczki cienie do powiek.-Gdy cię zobaczy to od razu się zakocha.-powiedziała uśmiechnięta dziewczyna. Violetcie to się nie spodobało. Zmarszczyła brwi i zacisnęła usta.
-Przecież mówiłam ci, że chce żeby chłopak mnie kochał za to jaka jestem charakterem, a nie wyglądem-oburzyła się.
-Taa pokarz mi choć jednego takiego.-powiedziała czarnowłosa kszyrzując ręce na piersi.
-Mam nadzieję, że spotkam kogoś takiego-powiedziała szatynka z lekkim rozmarzeniem.
-Dobrze daj dokończę tą pracę a potem się ubierzesz okej?-zapytała dla pewności.
-Tak oczywiście.-rzekła Violetta pozwalając dalej pracować Francesca.
Gdy Włoszka skończyła robotę triumfalnie się uśmiechnęła. Kazała się ubrać ciuchami, które z resztą sama wybrała. Violetta ciężko westchnęła ale nie chciała kłócić się z znajomą, gdyż i tak by nic nie wskórała, z dobrze ją zna. Zawsze postawi na swoim. Szatynka skierowała się w stronę łazienki przy okazji zgarniając ubrania leżące na łóżku. Gdy była w pomieszczeniu szybko zsunęła poprzednie wdzianka i założyła nowe, specjalnie przygotowane na tą okazję. Efekt był dobry, ale szatynka i tak wiedziała, że nie jest taką na jaką wygląda. Jeszcze raz popatrzyła na woje odbicie w lustrze i ciężko westchnęła Wolnym krokiem ruszyła w stronę swojego pokoju. Gdy znalazła się tam popatrzyła na swoją przyjaciółkę.
-I jak?-zapytała bez uczuć wiedząc jaka będzie odpowiedz. Francesca szeroko się uśmiechnęła i lekko przytuliła szatynkę.
-Wyglądasz bosko.-powiedziała po oderwaniu. Na twarzy miała ogromnego banana.-W sam raz na randkę z seksownym szatynem-powiedziała zabawnie poruszając brwiami.
-Francesca, powiem t po raz setni i ostatni. To nie będzie żadna randka!-ostatnie słowa aż wykrzyczała szatynka, ale do włoszki nic a nic nie docierało. Fran chwyciła Violetta z ramiona i szeroko się uśmiechnęła
-Powodzenia na randce.-rzuciła szeroko uśmiechając się. Już Violetta chciała coś powiedzieć ale przerwała jej Włoszka.-To pa!-krzyknęła, pstryknęła ją w nos i uciekła z pokoju w podskokach.
Castillo ciężko westchnęła i spojrzała na swój telefon leżący na łóżku. Podeszła do niego, usiadła na białym łóżku i wzięła do ręki czarne urządzenie. Gdy go odblokowała, postanowiła sprawdzić godzinę. 16. 38. Jeszcze raz westchnęła. Żeby zdążyć na spotkanie powinna się pośpieszyć, ponieważ droga do wyznaczonego miejsca jest nie krótka. Zebrała potrzebne rzeczy i włożyła je do torebki. Przed wyjściem z pokoju jeszcze raz przyjrzała się w lustrze . Wszystko wyglądało niesamowicie. Wyprostowanie i ułożone włosy, wspaniale wykonany makijaż, bosko dobranie ubrania i dodatki. Czego chcieć więcej. Ale to nie była prawdziwa Violetta. Wygląd w ogóle nie pasował do charakteru dziewczyny. No ale nic. Ni chciał marnować więcej czasu. Szybko wyszła z domu i zwinnym krokiem podążyła w stronę parku. Właśnie tam postanowili się spotkać.
***
Violetta siedziała na ławce w parku. Czekała na Leona. Jest 17.07. Ale jej to nie przeszkadza, że się spóźnia. Bardzo miło było jej siedzieć na tej ławce z zamkniętymi oczami. Czuła na swoje twarzy lekki wiaterek, który poruszał jej włosami. W takiej sytuacji mogła siedzieć w nie skończoność. Nie obchodziło jej teraz nic. Była w swoim świecie, choć jej jawa też była idealna. Miała wszystko pod dostatkiem, lecz i tak odczuwała jakąś nieokreśloną pustkę w sercu.
Nagle poczuła jak ktoś siada obok niej. Mogła się domyślić kto to był. Powoli otworzyła oczy i spojrzała w prawą stronę. Obok niej siedział uśmiechnięty szatyn. Wpatrywał się w nią z zdumienie.
-Hej.-odezwał się jako pierwszy Leon.
-Hej-odpowiedziała wpatrując się w jego zielone oczy. One były takie piękne, że dziewczyna nie mogła oderwać od nich wzroku. Miały coś w sobie, można powiedzieć, że były hipnotyzujące.
-Przepraszam za spóźnienie. Wypadło mi coś ważnego, ale skończyłem szybciej, więc jakoś się wyrobiłem.-wyjaśnił łagodnym głosem. Violetta wciąż nie mogła oderwać oczu od jego twarzy, a raczej zielonych tęczówek.
-Pięknie wyglądasz.-szatyn szeroko się uśmiechnął i założył niesforny kosmyk włosów, który opadał jej na policzek. Przy tym nie chcący dotknął opuszkiem palców policzka dziewczyny. Od razu poczuła, że jej policzek w tym miejscu płonie.
-Dziękuję-szepnęła i spuściła głowę żeby nie zobaczył jej zrumienionych polików. Leon nie chciał żeby dziewczyna poczuła się dziwnie dlatego postanowił załagodzić sytuację i zaprosić ją na lody.
-To co idziemy na te lody?-zapytał już głośnej niż poprzednim razem. Violetta podniosła głowę i znacząco się uśmiechnęła-W zasadzie to nie lubię lodów, ale może ty będziesz miała ochotę-powiedział wstając z ławki i wyciągając rękę w jej stronę. Szatynka tylko się zaśmiała i chwyciła jego rękę. Gdy dotknęli się na wzajem obaj poczuli przechodzący prąd . Dziewczyna na to uczucie lekko się uśmiechnęła, a chłopak od razu się otrząsnął Nie miał prawa przeżywać takich uczuć. Nie z nią.
-No to witaj w klubie, bo ja też nie znoszę lodów-powiedziała przez śmiech. Verdas odwzajemnił czyn dziewczyny.
-To powiesz na ciastko?-zaproponował uwodzicielskim głosem. Na sam ton jego głosu policzki dziewczyny zaczęły piec.
-No na to mogę się skusić.-zgodziła się dziewczyna szeroko się uśmiechając.
-To idziemy.-powiedział pewien siebie i puścił rękę Castillo. Ta aż nie mogła wyobrazić, że takie uczucia istnieją. Jeszcze nigdy tak się nieczuła. Cieszyła się bardzo Może to właśnie ten jedyny. Przemknęło jej przez myśl. Kto wie...
***
Chłopak i młoda dziewczyna co raz bardziej się poznają i naprawdę się polubili Violetta zaczarował Leon. Właśnie oto chodziło ojcu chłopaka, gdyż to właśnie on wyznaczył mu to zadanie. Był pewny, że jego syn podoła to wykonać. Zaś Leon też przyjął to bardzo dobrze, iż myślał, że będzie to bardzo proste. Lecz okazało się w ogóle inaczej. Bardzo polubił nową przyjaciółkę. Choć znają się nie całe 2 godziny, ale wiedzą o siebie sporo. Mogli by tak rozmawiać bez końca. Nagle te wspaniałe chwile przerwał dzwoniący telefon dziewczyny. Wyjęła z torebki urządzenie. Gdy przeczytała kto dzwoni do niej troszeczkę się zasmuciła, gdyż wiedziała, że musi wracać do domu. Nacisnęła zieloną słuchawkę i rzuciła przepraszające spojrzenie swemu towarzyszowi. Ten na odpowiedz tylko kiwnął głową
-Tak tato?-odezwała się jako pierwsza. Wiedziała, że jeżeli nie odprawi kazania teraz, to będzie miała zajęcie na resztę wieczoru.
-Violetta, gdzieś ty się podziewasz ?!-zapytał zdenerwowany męszczyzna. Szatynka wiedziała, że nie może powiedzieć prawdy swojemu ojcu, bo bez zastanowienia zabroniłby spotykać się z Leonem.
-Jestem w kawiarni w raz z Francescą. -Pierwszy raz skłamała ,lecz wiedziała, że teraz powiedzenie im prawdy byłoby ogromnym błędem.
-Aha, to dobrze Violu, ale wracaj już do domu.-powiedział już spokojniejszym głosem. Violetta na jego odpowiedź odetchnęła z ulgą. Uwierzył w kłamstwo.
-Okej już idę. Pa-rzuciła szybko. Nie czekając na odpowiedz rozłączyła się i spojrzała na szatyna. Ten przyglądał się jej badawczo. Nie mógł uwierzyć dlaczego ona kłamie.
-Przepraszam, ale muszę już iść.-powiedziała trzymając kurczowo swoją torebkę.
-Jasne, rozumiem cię. To co spotkamy się jeszcze kiedyś-zapytał z nadzieją w głosie. Chciał z nią spotkać się nie tylko dla zadania, lecz i tego, że strasznie ją polubił, ale nikomu nie pokazywał tego uczucia.
-Oczywiście.-powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.-Masz mój numer więc zadzwoń okej?-powiedziała uśmiechając się
-Dobrze to do zobaczenia.-powiedział uwodzicielskim głosem i pocałował ją w policzek. Nic nie mogła powiedzieć. Jedynie gdy zobaczyła oddalającą się sylwetkę Verdasa szepnęła ciche i nieśmiałe "pa"
***
Tako oto prezentuje się mój drugi OS jaki napisałam.
Pierwszy wysłałam na konkurs do Candy
Według mnie jest nie zły
Ale opinię zostawiam wam
Na ten pomysł wpadłam wczoraj
A kiedy obejrzałam w raz w rodzicami "Akademia Policyjna" to mnie tak natchnęło i napisałam go
Ok nie przedłużam i czekam na komentarze
Nazwę tego OS wymyśle z czasem
Teraz nie mam pomysłu
A i będzie tak 3-4 części
Lucyy
Boski !
OdpowiedzUsuńTen OS wyszedł Ci na prawdę cudownie :)
Leon ma takie zadanie :(
Viola go bardzo polubiła i on ją też !
Zakochają się w sobie ?
Czekam na kolejne części ;*
Pozdrawiam <333
Zajmuję <3
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że niedawno odkryłam Twojego bloga i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba opowiadanie, masz fajny styl piania xpp
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam shot'ów xDD ale ten jest genialny *-*
Leonetta w takim innym wydaniu ^-^
Mam nadzieję, że to nie skończy się śmiercią żadnego z bohaterów :>>
Czekam na następną część shota albo rozdział <33
Ps. Jakbyś mogła to usuń weryfikację obrazkową. Proszę xp
A tak z ciekawości
UsuńTo dlaczego miała bym to zrobić?
Nie lubisz gdy są obrazki
Czy jak, ale mogę usunąć jak chcesz
Co mogę powiedzieć? Oczywiście , że świetny i jestem oczarowana nim *.* ^^
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuńMasz dziewczyno talent :)
Nie mogę doczekać się następnej części i rozdziału :)