OS dedykuję Neci, która zawsze czyta, nigdy nie komentuje :)) XD
Violetta obudziła się wtulona w klatkę piersiową ukochanego. Na samą myśli, o tym co się zdarzyło się wczorajszej nocy szeroko się uśmiechnęła. Leon jeszcze słodko spał. Dziewczyna pierwszy raz w życiu widzi tak słodki widok. Jej ukochany, taki niewinny i do tego nagi śpi koło niej.
W tej chwili nic jej nie obchodziło. Nie myślała, o tym jak będzie kiedy wróci do domu. No przecież, żeby spędzić tą noc razem z Leonem musiała uciec z domu. Dobrze wie, że jej rodzice odchodzą od zmysłów, lecz nie ruszało jej to w ogóle. Żyła chwilą... Wspaniałą chwilą.
Po nie całych 10 minutach chłopak zaczął słodko marszczyć nosek. Inaczej budzi się jej książę. Gdy otworzył oczy spojrzał na nią. Pierwsze co pomyślał to co ona tu robi, ale potem przypomniało mu się wszystko i szeroko się uśmiechnął.
-Hej misiu.- szepnął całując ją w usta na powitanie. Jego głos był nadal zaspany. Ten dźwięk bardzo spodobał się szatynce.
-Hej. Jak się spało?- zapytała z uśmiechem na twarzy. Jeszcze nigdy tak się nie czuła. Od tej chwili codziennie chce tak się budzić. Tylko jest jeden problem. Ona jest jeszcze niepełnoletnia... No i oczywiście sprawa Leona.
-Jak nigdy dotąd.- powiedział pocierając nosem jej policzek. Ta na ten gest się zarumieniła i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
-Ja też. Już zawsze chce budzić się koło ciebie.- wyznała z szczęście w głosie i wtuliła się jeszcze mocniej w chłopaka. Na te słowa chłopak posmutniał, lecz nie chciał pokazać tego swojej ukochanej Po prostu nie mógł...
-Wstajemy?- chciał zmienić temat. Szatynka ciężko westchnęła i poluzowała uścisk, którym była przytulona do Verdasa.
-Tak jasne, idziemy.- powiedziała wstając.- Ciekawe co moi rodzice powiedzą, gdy wrócę do domu.- zaśmiała się dziewczyna.
-No na pewno będą szczęśliwi, że ich jeszcze niepełnoletnia córka przespała się z chłopakiem, o którym nawet nie mieli pojęcie.- powiedział spokojnie Leon zapinając pasek od spodni. Violetta spojrzała na niego spodem łba i pokręciła z niedowierzanie głową.
-Okej, wyobraźmy sobie, że to ty jesteś na miejscu mojego taty, co byś zrobił?- zapytała dziewczyna po części ubrana, to znaczy miała na sobie tylko koszule Leona. Szatyn podniósł lekko głowę do góry i zaczął myśleć.
-Po pierwsze nie zabraniał bym jej chodzić do chłopaków, po drugie byłbym dobrym tatą, który na wszystko pozwala.- powiedział patrząc z spokojem na dziewczynę stojącą na przeciwko. Nagle coś mu się przypomniało. -A i nie chce mieć dzieci.- powiedział i skierował się w stronę drzwi. Odpowiedz chłopaka zdziwiła szatynkę.
-W ogóle nie chcesz ich mieć?- zaciekawiła się Violetta podążając za swoim chłopakiem. Na to pytanie Leon stanął i obrócił się tak by popatrzeć na ukochaną. Ciężko westchnął. Dziewczyna nadal wpatrywała się w niego. Chciała wyczytać coś z jego twarzy. Jedynie co widziała to lekką irytację i znudzenie.
-Kiedyś to może, ale nie teraz. Mam ledwie 22 lata.- powiedział i pocałował dziewczynę w policzek. Ta tylko się uśmiechnęła.- Idziemy coś zjeść?- zapytał z nadzieją w głosie. Młoda szatynka lekko się zaśmiała i pokiwała twierdząco głową. Była bardzo głodna. Z resztą tak samo jak szatyn.
Leon chwycił Violettę za rękę i podążyli schodami w dół, a następnie weszli do kuchni.
Razem zaczęli przygotowywać śniadanie. Co jakiś czas posyłali sobie uśmiech i pełne miłości spojrzenie. Razem czuli się naprawdę swobodnie, choć byli razem nie długo.
Gdy śniadanie było gotowe Leon zaczął nakrywać do stołu. Nie trwało to długo. Kilka minut później siedzieli i jedli razem przygotowane poranne jedzenie.
Violetta wiedziała, że będzie musiała wrócić do domu, bo nie jest jeszcze pełnoletnia, a jej ojciec mógłby oskarżyć Verdas o porwanie, a nawet może i gwałt. No tak, puki nie ma tych 18 lat nic nie może robić.
Tą przyjemną ciszę między parą przerwał dzwoniący telefon chłopaka. Spojrzał na wyświetlacz "Chris". Odrzucił połączenie z myślą, że oddzwoni mu później. Na pewno będzie ciekawy jak młodszy brat radzi sobie z zadaniem.
-Nie odbierzesz?- zdziwiła się Violetta połykają sok pomarańczowy. Chłopak spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
-To tylko Christopher. Potem mu oddzwonię.- powiedział odkładając telefon na stół. Dziewczyna na odpowiedz pokiwał głową i kończyła jeść swój posiłek.
Gdy talerze były puste, obaj zaczęli sprzątać po sobie. Gdy kuchnia była w miarę posprzątana, córka komendanta oparła się o blat i lekko przechyliła głowę, tym samym odkrywając swoją szyję.
Leon przyglądając się temu nie chciał uwierzyć, że może ją zabić. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie. Ona nic mu nie zrobiła. Pomijając to, że skradła mu serce. Był na 100% pewny, że tego nie zrobi, ani nikomu innemu nie pozwoli jej choć by dotknąć.
-Violu, może ja pójdę się umyć, a potem odwiozę cię do domu. Zgoda?- zapytał nie pewnie Verdas nadal przyglądają się dziewczynie. Ona spojrzała na niego z lekkim uśmiechem i pokiwała głową. Chłopak podszedł do niej bliżej. Ręce położył na blacie, tak żeby dziewczyna nie miała szansy uciec, oczywiście gdy by tylko chciała. Leon tylko się zbliżył, a w jej brzuchu szalało tornado motylków, które chciały wydostać się na wolność. Verdas spojrzał ukochanej głęboko w oczy i mimowolnie się uśmiechnął. Ich usta dzieliły milimetry. Wystarczyło by, żeby dziewczyna lekko wysunęła wargi do przodu a dotknęła nimi chłopaka.
-Kocham cię- szepnął w prost do jej ust. Jego ton był przepełniony miłością i szczęściem. Na te słowa dziewczynie zrobiło się cholernie gorąco. Nie wiedziała co ze sobą zrobić.
-Ja ciebie też kocham.- powiedział pewna swoich słów. Szatyn złączył ich usta w gorącym i pełnym miłości pocałunku. Nie był to długi pocałunek, ale im to wystarczyło. Leon odsunął się od dziewczyny i powoli kierował się w stronę schodów. Dziewczyna nić nie mogła z siebie wydusić. Nie mogła się poruszyć. Nadal czuła te ciepłe i miękkie usta ukochanego.
Po jakimś czasie ochłonęła i podążyła do sypialni chłopaka. Prędziutko się przebrała i poszła czekać w salonie na swojego księcia.
Tak siedząc i czekając usłyszała dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Odwróciła głowę w tą stronę. Zobaczyła tam młodego, dobrze zbudowanego chłopaka. Był podobny do Leona "Pewnie to jego brat" pomyślała. Już chciała się przywitać, lecz brunet zaczął pierwszy.
-Leon!- krzyknął dość głośno. Zero reakcji.- Leon, gdzie jesteś?!-krzyknął kierując się w stronę kuchni. Tam niczego nie znalazł więc poszedł do salonu.- Leon, już ją załatwiłeś. Jak nie chcesz jej zabijać, to ojciec mówił, że nie...-urwało mu się kiedy w salonie zobaczył piękną szatynkę. Ona wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Chris zacisnął zęby. Oboje milczeli przez jakiś czas. Violetta nie mogła znieść tej ciszy więc otworzyła usta i zaczęła mówić.
-Cco powiedziałeś?- zapytała szeptem nie dowierzając - "Zabić", czy ja dobrze usłyszałam?- wciąż szeptała. "To chyba jakiś sen" pomyślała.
Christopher stał i wpatrywał się w szatynkę. W ogóle nie spodziewał się, że ona tutaj będzie. Nie miał pojęcia co ma zrobić "Leon musi szybko tu zejść" pomyślał gapiąc się w piękną dziewczynę.
-Leon możesz się pośpieszyć?- krzyknął patrząc na Violettę.
Córka komendanta była w szoku, bała się. Po słowach bruneta zaniemówiła, lecz chciała wiedzieć więcej na ten temat. No przecież nie zawsze słyszy się, że jej ukochany chce ją zabić. "Może to sen?" pomyślała szatynka. "Tak, tak, to na pewno tylko głupi i nierealny sen" przekonywała się w myślach.
Cisze, która panowała między tą dwójką przerwał odgłos kroków. "Leon idzie" pomyśleli w tym samym czasie. Odgłos kroków stawał się co raz głośniejszy, a potem w salonie pojawił się już czysty i uśmiechnięty szatyn.
-Hej no co tam?- rzucił z uśmiechem do brata, lecz gdy zobaczył poważne miny Violetty i Chrisa, banan spadł mu z ust. -Coś się stało...- zaczął niepewnie patrząc raz na brata, a następnie na ukochaną dziewczynę.
Christopher nie myślał dłużej. Postanowił działać.
-Zrobisz to sam, czy ja mam to zakończyć?- zapytał stanowczym głosem przenosząc wzrok na szatyna. Młodszy Verdas od razu zrozumiał, o co chodzi bratu. Nie chciał tego robić, nie mógł...
-Cco zrobić?- zapytała ledwie słyszalnym głosem dziewczyna. Nie wiedziała o co chodzi. Patrzyła raz na jednego, raz na drugiego. Bała się. Bała się jak nigdy dotąd.
-Decyduj.- rzucił chłodno brunet, nie spuszczając oczu z młodszego brata. Leon wpatrywał się w jakiś punkt przed siebie. Myślał co zrobić. Jak się zachować. Nie był pewny, choć wiedział jedno, nie pozwoli, żeby Violetcie stała się krzywda.
Chris nie mógł czekać dłużej. Sam podjął decyzję. Zrobi to teraz, bo innej takiej szansy nie będzie. Wziął głęboki wdech i położył dłoń na nożu, który był przytwierdzony do paska od spodni. Ani Leon, ni Violetta przedtem nie zauważyli ostrego narzędzia. Na ten ruch szatyn odwrócił głowę i z strachem w oczach wpatrywał się w brata. Brunet zrobił krok do przodu, a Leonowi tak samo jak szatynce serce podskoczyło do gardła. Młodszy Verdas nie mógł stracić ani minuty dłużej, ponieważ jego bat jest szybki i nie przewidywalny.
-Nie, proszę!- krzyknął z bólem i strachem w głosie. Stanął pomiędzy ukochaną, a bratem. Starszego chłopaka bardzo zaskoczył czyn brata.
-Leon, co ty odwalasz?- zapytał z irytacją. -Przecież tak naprawdę to ty musiałeś ją zabić, ale jak widać jesteś słaby. Słaby nie dlatego, że nie chcesz tego zrobić, a słaby, ponieważ się zakochałeś.- grożnie warknął Chris i zrobił jeszcze kilka kroków. Tym samym stanął twarzą w twarz z Leonem.. Był gotów na wszystko. -Odsuń się, jeżeli nie to będę musiał to zrobić siłą. Nie powstrzymasz mnie.- i znowu. Ton jego głosu był tak lodowaty i nieprzyjemny, że aż ciarki przechodzą.
Córka komendanta policji stała w bezruchu. Bała się ruszyć choć palcem. Nawet mrugnąć się bała. W ogóle nie miała co tu się dzieje, lecz wiedział jedno, musiała jak najszybciej stąd zniknąć.
-Leon, odsuń się, bo inacz...- nie zdążył dokończyć, ponieważ do salonu szatyna wszedł sam ojciec dwóch braci. Podszedł troszeczkę bliżej i stanął nie opodal Christophera. Wszystkich obecnych oczy zwróciły się na niego. Violetta na sam jego widok się skuliła. Już wiedziała, że gdyby ją dorwał to zakończyło by się nie fajnie...
-Christopher, spokojnie. Jeszcze nie teraz.- powiedział spokojnym i lodowatym głosem. Na sam jego głos Violetcie włos na plecach się jeży. Bała się go jeszcze bardziej niż Chrisa. Starszy brunet spojrzał na Castillo okropnym spojrzeniem. Pełnym nienawiści. On by to teraz jeszcze zrobił. Zabił by ją, ale kiedy zobaczył najmłodszego syna, uspokoił się troszeczkę. -Idziemy.- rzucił chłodno i odwrócił się w stronę drzwi. Nie minęło kilka minut, a starszego Verdasa nie było w pomieszczeniu.
Christopher spojrzał na Violettę z wrogością wymalowaną na twarzy i podążył w ślady swojego ojca.
-Violu, ja ci to wszy...- zaczął Leon, lecz szatynka nie chciał tego słuchać.
-Nie, oszukałeś mnie. Uwiodłeś...- szeptała dziewczyna. Nie chciała się rozpłakać. Pokazać jak bardzo się boi i jak bardzo jest słaba.-Tylko powiedz mi jedno. Chciałeś mnie zabić, prawda?- zapytała cichym, łamiącym się głosem. Leon bardzo bał się tego pytania. Wiedział, że kiedyś to zada. Nie chciał jej stracić. Za bardzo ważną osobę pełniła mu w życiu. Zacisnął usta w cienką linię i wziął głęboki wdech. Szatynka nie mogła w to uwierzyć. Pokiwała z rozpaczą głową i spuściła głowę. Nie wytrzymała. Łzy poleciały po czerwonych policzkach. -Nie wierzę, że mogłeś coś takiego zrobić, kochałam cię, a teraz nienawidzę.- powiedziała i w końcu rozpłakała się jak małe dziecko Na ten widok serce Leona krwawiło. I to wszystko jego wina.
-Violu, proszę nie płacz.- szepnął i chciał ją przytulić, lecz ta szybko się wyrwała. Spojrzała na niego z oczami pełnymi łez i nienawiści. Pokręciła głową i jak najszybciej wybiegła z domu szatyna.
***
Przez całą drogę do domu płakała gorzkimi łzami. Nie wiedziała, że to może tak bardzo boleć. "Jak on mógł tak postąpić" zadawała sobie to pytanie przez całą drogę. Gdy była niedaleko swojego domu zaczęła biec. Chciała jak najszybciej znaleść się w swoim pokoju. Do budynku wbiegła jak burza. Nie mogła przestać płakać. Za bardzo on ją skrzywdził. Szybko podążyła w stronę schodów. Nagle usłyszała głos swojej rodzicielki.
-Violetta! Boże gdzieś ty była?!- krzyknęła i ciemnowłosa kobieta podbiegła do swojej córki by ją przytulić. Dziewczyna bez żadnych sprzeciwów przytuliła matkę.-Jak mogłaś uciec?!- pytała we włosy szatynki.
-Przepraszam cię, mamo.- powiedziała łamiącym się głosem. Na ten dźwięk Maria szybko się odsunęła i popatrzyła na Violettę.
-Co się stało?- zapytała zmartwionym głosem. Violetcie na samo wspomnienie o tym co się stało w domu Verdasa w gardle powstaje ogromna gula, a do oczu napływają słone łzy. Pokręciła głową i starała powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
-Nic.- bąknęła cicho unikając oczu matki.
-Violetta, powiedz co się stało.- warknęła ciemnowłosa kobieta, nadal wpatrując się w młodą dziewczynę. Castillo ciężko oddychała. Wiedziała, że musi jej to powiedzieć, ponieważ nie puści jej tak po prostu. Podniosła głowę do góry i spojrzała spuchniętymi oczami na zmartwioną Marie.Wzięła głęboki wdech i otworzyła powoli usta, lecz nie dane jej było się wysłowić, ponieważ do mieszkania wparował wściekły German. Gdy zobaczył swoją córkę z jednej strony kamień spadł mu z serca a z drugiej jeszcze bardziej się denerwował.
-No młoda damo, masz szlaban do końca twojego życia!- krzyknął wkurzony policjant. Gdy usłyszała ton ojca, już nie mogła powstrzymać łez i rozpłakała się na dobre.
-Opanuj się.- szepnęła kobieta do swojego męża. Chciała przytulić córkę, lecz ta wyrwała się jej i pobiegła do swojego pokoju. Nie chciała nikogo więcej widzieć. Była w rozsypce. Zamknęła z sobą drzwi i rzuciła się z łzami na na łóżko. Twarz wtuliła w poduszkę i płakała gorzkimi, pełnymi bólu i rozpaczy łzami. nie mogła zrozumieć jak mógł tak postąpić. On był pierwszą miłością. Szczerą, pierwszą miłością...
***
Leżała tak gdzieś 2 godziny. Płakała. Jej serce było złamane. Jeszcze nigdy tak się nieczuła i nawet nie wyobrażała sobie, że takie uczucie jest. Nie chciała z nikim rozmawiać. Rodzice ani razu nie byli sprawdzić jak się czuje. Tak naprawdę był jej to na rękę. Nie musiała wysłuchiwać kazań z ich strony i nie musiała się nikomu zwierzać.Ciężko westchnęła.
Nagle usłyszała jak drzwi gwałtownie się otwierają i ktoś pewnym krokiem wchodzi do jej pokoju.Wiedziała, że to nikt z jej rodziny, dlatego bo zawsze przed wejściem do pokoju pukają. Przewróciła się na plecy i zobaczyła, że koło jej łóżka stoi jakiś mężczyzna w czarnych spodniach i skórzanej kurtce. Gdy przyjrzała się mu lepiej poznała go. To był Christopher. "Ale co on robi w moim domu?" szybko zadała sobie w głowie pytanie.W mgnieniu oka przeniosła się do pozycji siedzącej .Brunet tylko uśmiechnął się szeroko i usiadł koło niej.
-No. To co idziemy na dół? Ciekawe co tam twoi rodzice robią.- powiedział kpiącym głosem. Podniósł się z wygodnego łóżka dziewczyny i chwycił ją za łokieć. Szarpnął mocno tak by ta stanęła. Nie patrząc na nią skierował się do drzwi. Ciągnął ją za łokieć całą drogę. Puścił gdy znaleźli się w salonie. Gdy zobaczyła kto tam się znajduje zamarła.Przed nią stali jacyś dwaj nieznani jej dotąd mężczyźni. Oni bardzo mocno trzymali rodziców szatynki, którzy próbowali im się wyrwać, lecz to było na marne. Nieopodal ich stał ojciec jej ukochanego, a troszeczkę dalej zobaczyła Leona. Był cały blady.
-Violu, bardzo dobrze, że zeszłaś.- powiedział najstarszy Verdas. -Będziesz mogła posłuchać, o co tu chodzi. I mam nadzieję, że to twój tatuś to wszystko wyjaśni.- powiedział kpiącym głosem.
"Co? O czym on mówi" Violetta nic nie rozumiała. Patrzyła wystraszonym wzrokiem raz na szefa raz na rodziców. W ogóle nie chciała spojrzeć na przystojnego szatyna. On sam widział, że dziewczyna unika jego spojrzenia, dlatego jego serce jeszcze bardziej się ściskało.- No German, powiedz jak to było.- tata Leona i Chrisa zwrócił się do policjanta.
-Ale ja nie wiem o co cho...- Mężczyzna chciał się bronić, lecz Verdas nie znosił się cackać.
-Słuchaj, powiedz jaka jest prawda, albo inaczej sobie porozmawiamy.- ostro warknął brunet. Tata Violetty głośno nabrał do płuc powietrza i popatrzył na swoją żonę, która miała spuszczoną głowę. Wiedziała o co chodzi Verdasowi. Bardzo dobrze wiedziała i bała się tego dnia, gdyż spodziewała się tego.-Maria, może ty się wysłowisz.- teraz popatrzył na ciemnowłosą kobietę. On podniosła do góry głowę i popatrzyła na niego z wrogością.
-Okej, sami tego chcieliście.- rzucił lodowatym tonem odwracając się i groźnie patrząc na Violettę. Leonowi aż serce podskoczyło do gardła. Chciał błagać by nie robił jej krzywdy, ale tak by pokazał swoją słabość. Verdas podszedł do młodej Castilloi uśmiechnął się kpiąco. Wyciągnął rękę i lekko pogłaskał ją po policzku. Gdy on dotknął jej skóry, poczuł zimne dreszcze na plecach. Bardzo się bała. Nie miała pojęcia, co tata ukochanego chce jej zrobić
Opuścił dłoń Odwrócił głowę i popatrzył na rodziców dziewczyny.
-Mam kontyniuować?- zapytał dla pewności.Oni nadali milczeli.- Na wasze życzenie.- bąknął i bardzo mocno chwili młodą Castillo z łokieć i gwałtownie szarpnął. Na skutek tego Violetta bezsilnie opadła na ziemię. Najmłodszy Verdas w środku aż rwał się by ratować ukochaną. Tata szatyna kontem oka bacznie go obserwował. Dobrze znał zachowanie syna. Podniósł lekko rękę tak by on się uspokoił. Na ten gest bracia zdziwili się, gdyż u nich taki gest to znaczy, że nie tknie ofiary.Tak jak by...Cicho nabrał powietrza do płuc i lekko podniósł rękę do góry, tak jak by chciał ją uderzyć. Rodzice ofiary Verdasa byli pewni, że ją uderzy dlatego Maria podjęła szybką decyzją.
-Proszę, nie. Powiem co wtedy się stało. Tylko zostaw ją.- błagał ciemnowłosa kobieta. Mężczyzna triumfalnie się uśmiechnął i odwrócił się do pary Castillo.
-No więc słucham.- powiedział zachęcająco. Żona komendanta ciężko westchnęła.-No więc on...- pokazała głową na ojca Leona i Chrisa.-...wie całą prawdę, ale musimy waszej trójce wszystko wyjaśnić.- powiedziała z spuszczoną głową.
-Mianowicie co?- zapytał lekko zdziwiony Christopher.
-Ta sprawa dotyczy waszej matki.- tym razem odezwał się German.-Tak samo ja Daniel (od aut. imię ojca Leona i Chrisa, a i proszę akcentować na "ie" :D)była profesjonalną zabójczynią. Była w tym świetna. Zawsze pracowaliśmy we trójkę. To znaczy on, on i ja.- i znowu wskazał na wkurzonego Verdasa. Wszyscy wpatrywali się w niego z niedowierzaniem.-No i przyznam, była naprawdę piękną kobietą. Każdy za nią szalał, ale ona wybrała innego. To znaczy Daniela. Nie mogłem im tego wybaczyć Byłem na nich taki wściekły. Kiedy urodziła pierwszy raz postanowiłem jeszcze zaczekać, ale kiedy drugi nie wytrzymałem. - powiedział głosem pełnym udręki. Najstarszy Verdas aż się gotował.
-Wykorzystałeś ją i zabiłeś.- w jego głosie było słychać nienawiść i wstręt. Był tak wkurzone, że rozszarpał by ich na miejscu.
-Wiem to, ale teraz tego żałuję bardzo żałuję.- rzucił policjant.
-Nie przywrócisz mi jej tym twoim "żałuję".- warknął Daniel.-Leon wyprowadź ją stąd, jak nie chcesz, żeby coś jej się stało.- powiedział przez zaciśnięte zęby.
Wszyscy stali i wpatrywali się z szokiem wymalowanym na twarzach. Bracia myśleli, że ich matka zginęła w wypadu, ale ojciec ukrył prawdę. Obaj rozumieli dlaczego to zrobił. Violetta nie mogła uwierzyć, że jej ojciec mógł by tak postąpić. Przecież był takim dobrym i życzliwym człowiekiem.
-Leon!- krzyknął poirytowany mężczyzna. W tym momencie szatyn się odcknął i szybko podbiegł do ukochanie. Chwycił mocno za ramiona, podciągnął do góry i lekko przytulił. On tylko się w niego wtuliła i zaczęła cicho szlochać. Verdas wziął ją na ręce i wyniósł z domu, żeby nie widział tego czego nie musi.
PS: Przepraszam za błędy składniowe-Violu, bardzo dobrze, że zeszłaś.- powiedział najstarszy Verdas. -Będziesz mogła posłuchać, o co tu chodzi. I mam nadzieję, że to twój tatuś to wszystko wyjaśni.- powiedział kpiącym głosem.
"Co? O czym on mówi" Violetta nic nie rozumiała. Patrzyła wystraszonym wzrokiem raz na szefa raz na rodziców. W ogóle nie chciała spojrzeć na przystojnego szatyna. On sam widział, że dziewczyna unika jego spojrzenia, dlatego jego serce jeszcze bardziej się ściskało.- No German, powiedz jak to było.- tata Leona i Chrisa zwrócił się do policjanta.
-Ale ja nie wiem o co cho...- Mężczyzna chciał się bronić, lecz Verdas nie znosił się cackać.
-Słuchaj, powiedz jaka jest prawda, albo inaczej sobie porozmawiamy.- ostro warknął brunet. Tata Violetty głośno nabrał do płuc powietrza i popatrzył na swoją żonę, która miała spuszczoną głowę. Wiedziała o co chodzi Verdasowi. Bardzo dobrze wiedziała i bała się tego dnia, gdyż spodziewała się tego.-Maria, może ty się wysłowisz.- teraz popatrzył na ciemnowłosą kobietę. On podniosła do góry głowę i popatrzyła na niego z wrogością.
-Okej, sami tego chcieliście.- rzucił lodowatym tonem odwracając się i groźnie patrząc na Violettę. Leonowi aż serce podskoczyło do gardła. Chciał błagać by nie robił jej krzywdy, ale tak by pokazał swoją słabość. Verdas podszedł do młodej Castilloi uśmiechnął się kpiąco. Wyciągnął rękę i lekko pogłaskał ją po policzku. Gdy on dotknął jej skóry, poczuł zimne dreszcze na plecach. Bardzo się bała. Nie miała pojęcia, co tata ukochanego chce jej zrobić
Opuścił dłoń Odwrócił głowę i popatrzył na rodziców dziewczyny.
-Mam kontyniuować?- zapytał dla pewności.Oni nadali milczeli.- Na wasze życzenie.- bąknął i bardzo mocno chwili młodą Castillo z łokieć i gwałtownie szarpnął. Na skutek tego Violetta bezsilnie opadła na ziemię. Najmłodszy Verdas w środku aż rwał się by ratować ukochaną. Tata szatyna kontem oka bacznie go obserwował. Dobrze znał zachowanie syna. Podniósł lekko rękę tak by on się uspokoił. Na ten gest bracia zdziwili się, gdyż u nich taki gest to znaczy, że nie tknie ofiary.Tak jak by...Cicho nabrał powietrza do płuc i lekko podniósł rękę do góry, tak jak by chciał ją uderzyć. Rodzice ofiary Verdasa byli pewni, że ją uderzy dlatego Maria podjęła szybką decyzją.
-Proszę, nie. Powiem co wtedy się stało. Tylko zostaw ją.- błagał ciemnowłosa kobieta. Mężczyzna triumfalnie się uśmiechnął i odwrócił się do pary Castillo.
-No więc słucham.- powiedział zachęcająco. Żona komendanta ciężko westchnęła.-No więc on...- pokazała głową na ojca Leona i Chrisa.-...wie całą prawdę, ale musimy waszej trójce wszystko wyjaśnić.- powiedziała z spuszczoną głową.
-Mianowicie co?- zapytał lekko zdziwiony Christopher.
-Ta sprawa dotyczy waszej matki.- tym razem odezwał się German.-Tak samo ja Daniel (od aut. imię ojca Leona i Chrisa, a i proszę akcentować na "ie" :D)była profesjonalną zabójczynią. Była w tym świetna. Zawsze pracowaliśmy we trójkę. To znaczy on, on i ja.- i znowu wskazał na wkurzonego Verdasa. Wszyscy wpatrywali się w niego z niedowierzaniem.-No i przyznam, była naprawdę piękną kobietą. Każdy za nią szalał, ale ona wybrała innego. To znaczy Daniela. Nie mogłem im tego wybaczyć Byłem na nich taki wściekły. Kiedy urodziła pierwszy raz postanowiłem jeszcze zaczekać, ale kiedy drugi nie wytrzymałem. - powiedział głosem pełnym udręki. Najstarszy Verdas aż się gotował.
-Wykorzystałeś ją i zabiłeś.- w jego głosie było słychać nienawiść i wstręt. Był tak wkurzone, że rozszarpał by ich na miejscu.
-Wiem to, ale teraz tego żałuję bardzo żałuję.- rzucił policjant.
-Nie przywrócisz mi jej tym twoim "żałuję".- warknął Daniel.-Leon wyprowadź ją stąd, jak nie chcesz, żeby coś jej się stało.- powiedział przez zaciśnięte zęby.
Wszyscy stali i wpatrywali się z szokiem wymalowanym na twarzach. Bracia myśleli, że ich matka zginęła w wypadu, ale ojciec ukrył prawdę. Obaj rozumieli dlaczego to zrobił. Violetta nie mogła uwierzyć, że jej ojciec mógł by tak postąpić. Przecież był takim dobrym i życzliwym człowiekiem.
-Leon!- krzyknął poirytowany mężczyzna. W tym momencie szatyn się odcknął i szybko podbiegł do ukochanie. Chwycił mocno za ramiona, podciągnął do góry i lekko przytulił. On tylko się w niego wtuliła i zaczęła cicho szlochać. Verdas wziął ją na ręce i wyniósł z domu, żeby nie widział tego czego nie musi.
***
No proszę i mamy 4 część OS-u
Spodziewałam się, że będą tylko 4,ale wychodzi na to, że więcej.
Dziękuję bardzo z komentarze pod ostatnim postem.
W następnej części odsłonie jeszcze kilka tajemnic...
Przepraszam, że tak późno
Miała zaplanowane, że napisze wszystko jutro i opublikuję.
No ale tata wcześniej wrócił z polowania, dlatego pojechaliśmy do wujka, a wróciliśmy o północy
Okej nie przeciągam i czekam na komentarze
Pozdrawiam
Lucyy
Na co dzień mówię innym językiem, więc czasami trudno dobrze ułożyć zdanie xD