środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 17: Cicho kochanie


Dedykacja Tinicie Stoessel 

Violetta

   Weszliśmy do eleganckiej restauracji. Było tu naprawdę pięknie. Stoliki były okrągłe, a na nich leżała biała, satynowa serweta. Do tego przy nich stały krzesła z ciemnego drewna. Zostały ozdobione różnymi ornamentami. Ściany lokalu były w koloru jasnej wanilii, a nad oknami wisiały ogromne zasłony, wyrobione z ciemnego i z pewnością drogiego materiału. Podłogo była wyłożona jasnymi, dużymi kafelkami. Wszystko pięknie się komponowało, a cały ten urok podkreślały duże wystawne żyrandole powieszone na sklepieniu.
   Piękna kobieta dupnie ruszyła przed siebie, a za nią i jej synowie. Wszyscy trzej nawet nie zwrócili uwagi na osoby, które im się przyglądają. Mnie to troszkę przeszkadzało i onieśmielało, ale nie miałam szansy pomyśleć dłużej nad tym, ponieważ Leon wciąż trzymał mnie za rękę ciągnąc za sobą w stronę stolika umieszczonego przy oknie. Tam już siedziały cztery osoby w tym tata bliźniaków.
   Uwielbiam tego mężczyznę. Zawsze uśmiechnięty, miły, pomocny i ciepły. Do niego można się zwrócić w każdej sprawie i zawsze pomoże. Wiem to. Może sama tego nie praktyowałam, ale z opowiadań Leona bez względu na sytuację i miejsce bronił synów. I przez to obaj wychodzilli na prostą, ponieważ Daniel Verdas jest cholernie wpływową osobą.
   Do tego z nim siedziały dwie kobiety i mężczyzna. Jednak z kobiet była w moim wieku, a pozostała dwójka trochę starsza od rodziców Leona i Fabiena.
 - Już jesteśmy. - zakomunikowała blondynka, przysiadając się do swojego męża. - A to są nasi synowie. Leon i Fabien. - powiedziała wesoło i uśmiechnęła się w naszą stronę
   I w tym momencie pięć par oczu zwróciło się w naszą stronę. Starsza para uśmiechnęła się na nasz widok i lekko skinęła głową. Ich jak zgaduję córka nie zwłocznie wlepiła wzrok w postać brata Leona. Nie przeszkadzało mi to. Nawet chyba lepiej by było jak by coś się miedzy nimi zdarzyło. Daj Boże.

   Ta dziewczyna aż porażała urodą. Jej platynowe włosy były proste jak drut i padały swobodnie na jej ramiona. Jej cera była jasna, pełne, różowe usta i oczy. Srebrno-lodowe oczy aż powalały na kolana. Wydawał się bardzo wysoka. Choć nie mogę tego konkretnie określić dlatego, bo dziewczyna siedziała.
   Ale najbardziej zaciekawiła mnie mina  ojca chłopaków. Gdy tylko odwrócił głowę w naszą stronę, coś strąciło jego uśmiech z przystojnej twarzy Verdasa. I już mogę się domyślić co. On ile go obserwowałam nigdy nie pomylił synów. Nigdy. I teraz znowu się nie pomyli.
 - A to Violetta. - rzuciła nadal wesoła kobieta, wskazując na mnie głową. - Narzeczona Fabiena. - dodała, każde słowo wypowiadając powoli i wyraźnie.
   Od razu wzrok taty bliźniaków padł na Fabiena. Tego prawdziwego. Już wiedziałem, że muszę szybko to odkręcić.
 - Miło mi was poznać. - rzuciłam wyciągając rękę w stronę znajomych Verdasów. Puściłam rękę Leona, a on wcale nie protestował. Chyba też zauważył reakcję ojca. Szybko przywitałam się z całą czwórką - z rodzicami Leona i Fabiena całusem w policzek - i wreszcie naszła pora przywitania się z piękną blondynką. Podniosła się niechętnie z siedzenia, ciężko westchnęła i spojrzała na mnie. Była ode mnie prawie o głowę wyższa i nie miała aż tak wysokich obcasów.
 - Nala, mnie też. - burknęła nadal kątem oka patrząc na Fabiena. I znowu poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Nie był to Leon tylko Fabien. Nawet nie trzeba było mi się odwracać by to sprawdzić.
 - Nala? - usłyszałam za sobą zaciekawiony głos bruneta. Dziewczyna lekko pokiwała głową.
 - Tak naprawdę Natala, ale ja wolą Nala. - rzuciła patrząc mi przez ramię.
   Może i Leona z Fabienem szybki i dyskretnie się zamienili, platynowa blondynka nie przestała gapić się na bruneta. Mnie to w ogól nie ruszało. Była bym zła gdyby chodziło o szatyna, a tu Fabien. Co mnie to. Niech go bierze.
   Kilkadziesiąt minut później przynieśli kolację. Jedliśmy w ciszy, a pozostali rozmawiali na biznesowe tematy.

   Trochę się tu nudzę. No ale co co poradzisz. Nala cały czas patrzy się na Fabiena, a ja przez ten czas trzymam rękę na kolanie Leona. Oczywiście pod stołem by nikt nie widział.
   Nagle blondynka cicho chrząka i podnosi się z siedzenia.
 - Idę to toalety. Za raz wracam. - powiedziała spokojnie i obojętnie. Specjalnie obeszła stolik dookoła i lekko, prawie nie widzialnie trąciła ręką Fabiena w ramię. Ten tylko się poprawił na krześle i westchnął. Spojrzałam najpierw na Fabiena, a potem na Leona, który siedział koło mnie. Oczywiście miałam zagwarantowane siedzenie obok Fabiena, to już było przesądzone, ale z drugiej strony był szatyn. Więc ujdzie.
 - Co? - szepnął Leon lekko się uśmiechając. Odwzajemniłam gest i pokręciłam głową na znak, że nic.
   Kilka minut po odejściu blondynki, Fabien się podnosi i odchodzi bez słowa od stolika. Rozmowa tocząca się między Verdasami, a ich znajomymi milknie. Wszyscy z zdziwieniem patrzą na oddalającego się chłopaka.
 - Gdzie on poszedł? - zapytała matka bruneta patrząc z wyrzutem na mnie. "Zabiję go!"
 - Emm... on... - jąkałam się odwracając się w tą stronę do której poszedł Fabien, a potem znów spojrzałam na zdziwione twarze rodziców chłopaka.
- Przepraszam, muszę zdzwonić. - rzucił szatyn podnosząc się z miejsca i dyskretnie do mnie mrugając. Lekko się zarumieniłam. I już mogę się domyślić dlaczego on chce bym wyszła. Stęsknił się mnie chłopak...
- Violetta. - z zamyślenia wyrwał mnie łagodny głos taty chłopaków.
 - Wiecie co, pójdę go poszukać. - bąknęłam szybko się podnosząc i biegnąc tą samą drogą co pozostała trójka.
   Wybiegłam szybko z baru i obejrzałam się dookoła. Było dość jasno jak na późną porę. Nie umyślenie ruszyłam chodnikiem przed siebie dokładnie się oglądając. Nagle poczułam czyjąś klatę na moich plecach i ciepłe ręce na talii.
 - Hej mała. - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się i zaczęłam wycofywać się do tyłu.
 - No hej kocie. - mruknęłam przyciskając plecy do jego torsu i kładąc ręce na jego dłoniach.
 - To co robimy? - zapytał całując moją szyję.
 - Co tylko chcesz. - szepnęłam. Uwielbiam czuć jego ciepłe i miękkie usta na mojej szyi. Rozpływam się pod nimi.
 - To fajnie. Idziemy. - rzucił odrywając się ode mnie i ciągnąc za rękę gdzieś ciemną ulicą.
   Droga nie trwała długo. Już za budynkiem skręcił i ruszył w raz ze mną w stronę zaplecza. Nie doszliśmy nawet połowy drogi, a Leona gwałtownie się zatrzymał i przygwoździł mnie swoim masywnym ciałem do ściany budynku. Wydałam z siebie zaskoczony okrzyk, choć bardzo tego pragnęłam.
 - Pragnę cię, bardzo. - szepną z pożądaniem w głosie prosto do moich czerwonych i gorących ust.
 - Weź mnie. - szepnęłam nie myśląc nad tym co mówię. Niezwłocznie wpił się w moje miękkie wargi. Oddawałam każdy jego pocałunek i wciąż mi nie wystarczała. Chciałam więcej i więcej. Był jak narkotyk. Mój narkotyk.
   Jego ręka ześlizgnęła się z mojego karku aż do uda. Lekko podciągnął sukienkę do góry i palcami zahaczył o materiał moich majtek. Lekko się uśmiechnęłam, nadal namiętnie całując. Lekko gładził moje udo, a drugą ręką masując i drażniąc mnie przez materiał majtek. Na to uczycie od razu się oderwałam, odchyliłam głowę do tyłu i jęknęłam głośno. Pożądanie mnie zżerało od środka. Cholernie go pragnęłam. Szatyn na moją reakcję zaśmiał się i włożył dwa palce do mojej dolnej garderoby  jednym zwinnym ruchem ściągając ją do dołu. Nie zdjął ich. Pozostawił je w spokoju dokładnie za kolanem. Przez cały ten czas patrzył mi głęboko w oczy. Nagle poczułam jak jego ręka wędruje po mojej skórze w górę i zatrzymuje się pomiędzy udami. Wsunął jeden palec do szarki i uśmiechnął się dumny.Dumny ze mnie.
 - Moja niunia gotowa. - wymruczał seksownym głosem prosto w moje rozgrzane usta. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Nic. Nawet nie wiem jak mogę oddychać.
 - Leon... - mój głos drżał. Błagałam go by zrobił coś ze mną. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam go.
 - Cicho kochanie. - położył swoje gorące wargi na moich by mnie uciszyć. Ale ja już tak nie mogłam. Usłyszałam jak odpina pasek i rozporek, a potem poczułam jak jego męskość ociera się o mnie. Od razu zesztywniałam. Zacisnęłam zęby by nie krzyknąć z irytacji.
 - Gotowa? - upewnił się szatyn, łagodnym głosem. Na odpowiedź jęknęłam mu cicho w usta i wpięłam palce w miękkie włosy. Leon chwycił mnie za uda i podciągnął do góry, a ja szybko objęłam go nogami w pasie. Bez żadnych ceremonii wszedł we mnie, a ja wydałam z siebie okrzyk. Leon zaczął poruszać się we mnie, a ja aż wiłam się pod nim. Mogłabym z nim tak w nieskończoność. Bardzo go kocham.
   Verdas poruszał się co raz szybciej. Nie mogłam powstrzymać jęków i okrzyków. Było mi tak z nim dobrze. Chłopak cały czas poruszając biodrami patrzył głęboko w oczy i od czasu do czasu zatykał mi usta swoimi, by stłumić krzyk.
   Byłam u kresu. Byłam bardzo blisko spełnienia. On tak samo. Czułam jak drży. Uwielbiam to uczucie. Wtedy wiem, że jesteśmy jednym i tym samym. Gramy w harmonii i każdy jest szczęśliwy.
 - Dojdziesz? - zapytał zdyszanym głosem, nie przestając poruszać biodrami. Jego ruchy były szybkie i stanowcze. Czasami czułam ból, ale ogólnie to niewyobrażoną rozkosz.
 - Aha... - wydyszałam odchylając głowę do tyłu. Zacisnęła zęby i wydałam z siebie gardłowy jęk. Nie mogłam więcej wytrzymać. - Już. - krzyknęłam zdesperowana i wreszcie doznałam spełnienia. Leon także. Szatyn lekko i powoli poruszał się we mnie. Oparłam swoją głowę o wgłębienie w jego szyi i mocno docisnęłam do siebie jego ciało. Chłopak nadal trzymał mnie z nago. Obaj staraliśmy się opanować nierówne oddechy. Za każdym tak razem tak jest, ale za każdym też i inaczej.
 - Kocham cię. - szepnął do mojego ucha. Ogarnęło mnie ciepło. Uśmiechnęłam się nie odrywając twarzy od jego szyi.
 - Kocham cię. - mruknęłam całując jego lekko spoconą szyję. Staliśmy tak jeszcze przez jakiś czas, tyle, że Leon musiał nam to przerwać.
 - Kochanie, bo mama zacznie nasz szukać. - powiedział słodkim i spokojnym głosem, odsuwając mnie do siebie. Niechętnie go puściłam i poczułam zimno. Od razu dostałam gęsiej skórki.
   Verdas wyszedł ze mnie i spojrzał głęboko w oczy.
 - Ogarnij się. - szepnął odsuwając włosy z mojej twarzy, a potem pocałował mnie w czubek nosa.
   Gdy już doprowadziliśmy się do porządku Leon spojrzał na mnie i z powrotem przycisnął do ściany. Oparł ręce po obu stronach mojej głowy.
 - I jak było? - zapytał pocierając nosem o mój nos.
 - Obłędnie. - szepnęłam. Objęłam go w pasie i przyciągnęłam do siebie, namiętnie całując. Oddał każdy mój pocałunek.
 - Violetta?  usłyszałam dobrze znany mi głos. Automatycznie oderwaliśmy się od siebie, a Leon wykrzywił twarz.
   Będzie źle...


***


Heeeej kochani! :)
No i mamy 17 :D
A jednak napisałam +18 i chyba mi się udało. Osobiście jestem dumna z tego rozdziału xD
Okej, dziękuję za komentarze i liczę, że ocenicie i ten rozdzialik ;P
Pozdrawiam
Lucyy
 


 


 

4 komentarze:

  1. Boski!
    Ich ojciec jednak ich rozpoznał haha :D I musieli się znowu zamienić xd Natalia może coś połączy ją z Fabienem i będą razem i w końcu wszystko się wyjaśni haha ;) Fragment +18 wyszedł Ci bardzo dobrze ;D Jestem ciekawa kto się teraz za nimi pojawił. Czekam na kolejny rozdział ;*
    Pozdrawiam <333
    Dawna Veronica Blanco <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Powrócę niedługo :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj!
      Część +18 wyszła Ci świetnie.
      Będą musieli się tłumaczyć z tego namiętnego pocałunku...
      Uuu.Kto za nimi stoi?!
      Dowiem się później ;)
      Leonetta i Fabinata (nie wiem czy dobrze napisałam),hmm to najlepsze połączenie w ich przypadku ;))
      Nie rozpisuje się już i czekam na nexta :*

      Pozdrawiam :*
      Tangled (dawniej Teczka12)

      Usuń
  3. Jejku jaki świetny rozdział :3
    Dopiero dzisiaj tu trafiłam :)
    Napewno będę zaglądać :)
    Czekam na next C:

    Van ❤

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette