niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 06: No może


***


   Wzdycham i kręcę głową patrząc na zegarek w moim telefonie. Siedzę ubrana w to co miałam na sobie w pracy. Czyli nie do końca wygodny, ale prześliczny strój. Biała ołówkowa spódnica, szara koszulka z kołnierzykiem i białe klasyczne szpilki. Rzucam białego IPhona za sobą, a ten ląduje miękko na kanapie. Garbię się i opieram brodę o dłoń, a łokieć o kolano. Wypuszczam głośno powietrze z ust i wznoszę oczy ku górze.

   Obiecałam. A gdy ja coś przyrzeknę zawsze dotrzymam słowa. Cała zwiotczała po długim dniu pracy podnoszę się z kanapy, wściekle chwytam torebkę, zgarniam klucze ze stołu w jadalni i idę w kierunku wyjścia. Miejmy już to za sobą. Sabrina czasami jest bardzo przekonująca. Wychodząc zakluczam drzwi  i szybkim krokiem idę w stronę schodów. Naglę słyszę za sobą cichy dźwięk, który wydobywa się z mojego mieszkania. Krzywię się ze wściekłości i tupię nogą. Szybko wracam do mieszkania po telefon, a następnie go odbieram, ponieważ dzwoniąca osoba - czyli Sabrina - nie odpuszcza.
   - No już jestem w drodze! - prawie krzyczę, biegnąc w stronę schodów.
   - No mam nadzieję. Już grubo jesteś spóźniona. - piszczy Sabrina i już wyobrażam sobie tak podnosi brwi aż do linii włosów gdy to mówi.
   - Tak wiem. - bąkam obojętnie i rozłączam się.
   Wyskakuję na ulicę i szybko łapię taksówkę, a następnie podaję kierowcy adres galerii handlowej w której umówiłam się z moją znajomą. Nie lubię jej. No ale bardzo mnie prosiła. Powiedziała, że chce wybrać jakąś ładną sukienkę na ślub jej siostry. Dużo mi o niej opowiadała, ale jakoś nic z tego nie pamiętam. Zgodziłam się tylko dlatego, ponieważ powiedziała, że nie ma w Nowym Jorku żadnych bliskich znajomych. Nie mogłam odmówić.
   Gdy docieram na miejsce płacę kierowcy i wyskakuję z auta, a potem biegnę do ogromnego budynku. Zwalniam kroku gdy zaczyna brakować mi powietrza w płucach. Kieruję się w wyznaczone przez blondynkę miejsce, gdzie musiałyśmy się spotka. Doznaje ogromnego rozczarowania gdy w oddali widzę Sabinę, ale dziewczyna stoi w towarzystwie jeszcze kilku wysokich, szczupłych dziewczyn. Przewracam w duchu oczami i walę głową w ścianę.
   - Hej! - krzyczy z daleka blondynka wyciągając w moją stronę ramiona. Szeroko się uśmiecha i mocna mnie tuli. Śmieje się niezręcznie sama do siebie i odwzajemniam uścisk. Gdy się odsuwa pokazuje ręką czwórkę pięknych kobiet.
   - Violetto, poznaj moje koleżanki. - mówi śpiewnie. A to suka, okłamała manie.Wymienia imiona dziewczyna, których i tak nie zapamiętam, a ja witam się z każdą buziakiem w policzek. Wszystkie wyglądają jak super modelki. To to wpadłam. Wspaniale spędzę swój piątkowy wieczór. W towarzystwie ładniejszych dziewczyna ode mnie. O tak, moa samoocena znowu spada. Juhhuu... Myślę sobie.
   Już prawie dwie godziny łazimy po sklepach i szukamy idealnej sukienki dla Sabriny. No to znaczy te dziunie szukają, ja tylko wlecze się za nimi, w duchu prycham i  przekręcam oczami. Nagle słyszę dzwonek swojego telefonu i aż podskakuję ze szczęścia. Energicznie potrząsam torebką by jak najszybciej odnaleźć dzwoniące urządzenie. Dwie z dziewczyn przyglądają mi się z lekkim zaciekawieniem. Posyłam im szeroki uśmiech i odbieram połączenie.
   - Halo! - piszczę dość głośno.
   - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.... - usłyszałam  głęboki, zachrypnięty głos i od razu odsunęłam telefon od uch, ze ogromnym zdziwieniem patrząc kto do mnie dzwoni. Pan Prezes...
   - A nie, nie, nie. Oczywiście, że nie. - mówię szybko z powrotem przykładając aparat do ucha i odchodząc kilka kroków od przyglądających się mi dziewczyn. - Coś się stało? - pytam szybko. No bo po co by miał dzwonić do mnie w piątek wieczorem. Słyszę ciche westchnięcie.
   - Violetto... - zaczyna głębokim głosem, jak to zawsze ma - Nie mam prawa, ale jestem zmuszony cię poprosić o pomoc. - mówi szybko i zwięźle. Zaczynam kiwać głową sama do siebie.
   - Oczywiście. - bąkam. Po drugiej stronie słyszę lekki śmiech i mi uśmiech znika z twarzy.
   - No to czekam w moim gabinecie. - rzuca szybko i się rozłącza.
   A to sukinsyn...

 
   Z impetem otwieram drzwi do jego gabinetu i przez chwilę oceniam sytuację. Stoi przy oknie z szklanką drinka w ręku. Odwrócił w moją stronę głowę i podniósł do góry jedną brew. Wzdycham ciężko i zamykam za sobą drzwi.
   - Dobry wieczór. - rzucam cicho i podchodzę powoli do biurka. Mężczyzna patrzy na mnie uważnie z lekkim zapowiadającym coś.. złego uśmiechem. Ciężko westchnęłam i machnęłam rękami na znak, że jestem.
   -  Więc w czym mogę pomóc? - zapytałam bez owijania w bawełnę.
    Wolnym krokiem podszedł do biurka i stanął dokładnie naprzeciwko mnie. Położył szklankę z drinkiem na blacie i jeszcze raz dokładnie mnie zlustrował. Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc, myśląc, że tym samym pozbędę się gorączki, która mnie właśnie uderzyłam. Poczułam jak policzki mi palą, lecz dobrze wiedziała, że nie były ani trochę zaczerwienione. Taka moja natura i dobry podkład. Potarłam spocone ręce o biodra by je o drobinę osuszyć. Zauważył moje lekkie zdenerwowanie, ale w ogóle tego nie skomentował.
   - Mam tu papiery, które koniecznie muszę przejrzeć z księgową. Musiałaś się tym zająć już wcześniej, ale moja asystentka zapomniała o tym cię powiadomić i dlatego jesteśmy zmuszeni zrobić to o tej porze, ponieważ jest mi to potrzebne na wczoraj. - powiedział biznesowym, pewnym głosem. Choć wyczułam seksowny ton, od czego stałam się pewniejsza siebie. Uśmiechnęłam się niewinnie, choć z iskrą. Prezes usiadł na swoim miejscy, a ja zrobiłam to samo z niesamowitą gracją. Albo tak tylko mi się wydawało.
    Patrzyłam na niego przygryzając wargę, gdy ten cały czas wpatrując się we mnie podsunął bliżej jakiś plik papierów. Zmysłowo oderwałam wzrok od mężczyzny, skrzyżowałam nogi pod stołem poruszając się przy tym uwodzicielsko. Po jego zachowaniu było widać, że bardzo zachęciłam go do dalszej zabawy, lecz bardzo zaskoczył mnie wyraz jego oczu. Były jakby... plastikowe, sztuczne, bez uczuć. Zwykła zieleń. Szybko zdusiłam w sobie przychodzące pytania. Może ten okaz męskości tak właśnie ma.
    Westchnęłam i zaczęłam przeglądać papiery. W tej chwili przerzuciłam się na tryb pracy. Byłam poważna, szczera i dokładna. On też się zachowywał jak profesjonalista. Nasze spotkanie przebiegło bez problemów i po nie całej godzinie mieliśmy wszystko skończone i omówione.
   - Dziękuję pani bardzo za pomoc. - powiedział ochrypłym głosem zakładając marynarkę. Wzruszyłam tylko ramionami.
   - Za to mi pan płaci. - mruknęłam jakby nigdy nic i tylko chwilę później zorientowałam się jaką popełniłam głupotę mówiąc to. - To znaczy nie ma za co! - dodałam pośpiesznie. Zebrałam swoje rzeczy i byłam gotowa do wyjścia, tak samo jak Verdas.
   - To może podwiozę panią. - zaproponował podchodząc do niej bliżej. Znowu zrobiło mi się gorąco. Podniosłam lekko brew do góry i się zaśmiałam. Pokręciłam głową, czując niewielką presję, ponieważ szedł do mnie drapieżnym, powolnym krokiem. Oczy nic nie mówiły, więc zbytnio nie wiedziałam jak się zachować.
   - A nie dziękuję. - machnęłam ręką by rozładować jakoś napięcie. Chyba mi się nie udało. Na początku było zabawnie, bo nie myślałam, że to tak daleko może to zajść. Staną aż za blisko mnie. Czułam jego wspaniały męski zapach. Biło od niego ciepło. Moje nozdrza się rozszerzyły, a serce zaczęło bić jak szalone. - Trafię sama do... - zaczęłam niepewnym głosem, źle przerwał mi gorącym i krótkim pocałunkiem. To mnie bardzo zaskoczyło. Musiałam wyglądać bardzo zabawnie. Oczy pewnie wypadały z orbit a mina była bezcenna. Widziałam jego szeroki, rozbawiony uśmiech. Mi jakoś nie było do śmiechu. - Co? - zapytałam chyba za ostro. - Nie mieszam pracy z prywatnym życiem. -  a raczej z łóżkiem burknęłam na dal patrząc na niego gniewnie. Przewrócił teatralnie głową i prychnął zabawnie.
   - E tam. - rzucił pewny siebie. - Ja też tak każdemu mówię. - przyznał uwodzicielsko się uśmiechając. - To jak? - cmoknął mnie jeszcze raz i potarł nosem o mój nos. Chwycił mnie za biodra i przyciągnął z wyczuciem do siebie. - To może... - mruknął uwodzicielsko wodząc nosem po szyi i lekko wydychając na nią gorące powietrze. Zapadały się pode mną kolana. Było mi tak gorąco. Podbrzusze pulsowało, serce waliło jak oszalałe. Traciłam rozum. Położyłam ręce na jego barkach, gdy ten całował namiętnie moją szyję. Wypuściłam powietrze  z płuc i poddałam się fali podniecenia. Po co mam z tym walczyć. Jestem młoda.
   - No może... - szepnęłam z drżącym głosem.
    Co z tego, że to mój szef. Potem będę się nad tym zastanawiać i pewnie żałować. Ale jak powiedziałam potem...



                    


Ehh... No więc jestem. Jezu, jaka ze mnie dupa ( z tej gorszej strony xD) Tyle czasu nie pisałam. Dlaczego? Bo czasu trochę brak, a jak jest to mi się nie chce. Czasami nie mam weny itp. No ale jest kolejny rozdział. Nie wiem jak to dalej będzie, może będę częściej pisała może nie. Zobaczymy jak tam będzie no i oczywiście mam nadzieję, że ktoś jeszcze o mnie pamięta. I jeszcze jedno ogłoszenie - Kto chce żebym dodała OS'a (Szczeniacka miłość), a przedtem go napisała xD motywujcie mnie w komentarzach to z pewnością będzie szybciej :D :P
No to chyba na tyle, do następnego :*
       Aron

 

5 komentarzy:

  1. No kochana ja myślałam, że już Cię kosmici porwali 😂
    Taki mały żarcik. Ciesze się, że dodałaś rozdział.

    Vils idzie na zakupy z Sabiną. Miały być we dwie. Wyszło co innego. Podobno nie ma koleżanek, a tu takie zdziwienie.
    Verdas potrzebuje pomocy. Vils biegnie na ratunek.
    Jak to się skończyło? Pocałunkiem i pewnie jeszcze wylądują na kanapie bądź biurku 😁
    Zajebisty.

    Co do OS. To plissss napisz jeszcze jedną część. Tak mnie wciągnął, że nie mogę przeżyć, że tak mogłaby się skończyć ta historia.
    Proszę dodaj! Oczywiście najpierw napisz 😀

    Czekam na next :*
    Buziaczki :* ❤

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne
    Rewelacyjne
    Wspaniałe
    !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super.
    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam i chciałabym poznać opinię od osoby która tak wspaniale pisze jak ty :)


    http://story-by-livia.blogspot.com

    Livia xoxoxo

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette