sobota, 23 maja 2015

Rozdział 28: Zdrajcy



    Spuszczam głowę. Nie mogę na niego patrzeć. Ocieram dłonią łzy płynące po czerwonych policzkach. Błagam, niech niczego już nie mów. Niech zostawi mnie w spokoju. Robię kilka kroków do tyłu, pociągając nosem. Kiwam głową, nadal szlochając.
    - Okej, rozumiem. - mówię niewyraźnym głosem, przygryzając dolną wargę.
    Słyszę, jak chłopak wypuszcza powietrze z ust. Chyba zrzucił z siebie ciężar. Podnoszę głowę i widzę Leona z przechyloną głową, który wpatruje się we mnie z opanowaniem. Jak on tak może? Posyła mi pokrzepiający uśmiech i robi dwa kroki do przodu rozchylając ramiona. Lecz ja automatycznie cofam się. Nie mogę tak po prostu paść mu do ramion. Nie teraz. Szatyn prycha cicho z rozdrażnieniem.

    - No choć do mnie. Będzie dobrze. - mówi spokojnie podnosząc lekko brwi do góry. Tak będzie dobrze, ale komu?
    - Nie, Leon. - kręcę głową Już troszkę się opanowałam. - Muszę już iść. - burczę  wymijając go szybko. Cały czas walczę by nie wybuchnąć histerycznym płaczem. Pewnie i tak gdy znajdę się sama zrobię to. A co mi innego zostało. Nic. No prawie, mam jeszcze mojego maluszka. Wiem, poradzę sobie jakoś, ale teraz nie mogę tu zostać.
    - A gdzie ty idziesz? - pyta zdziwionym głosem. Biorę głęboki, opanowany wdech. Nie zatrzymuję się. Idę przed siebie. - Violetta... - zaczyna mówić, ale na myśl przychodzi mi jedna sprawa. Strasznie oczywista. Zrobię to teraz by potem nie trzeba by było.
    - Nie. - odwracam się gwałtownie. Całe moje żale i smutki jak by wyparowały. - Jesteś totalnym debilem i idiotą, jeżeli myślisz, że teraz tak po prostu przytulę się do ciebie. Że w ogóle wszystko będzie dobrze.I to nie ja mam pieprzony problem tylko ty! Ja chce tego dziecka i będę go miała! - wykrzyczałam ile miałam pary w płucach. Cały czas mrożąc szatyna wściekłym wzrokiem. Nich wie na czym stoi.
    Szatyn zaciska zęby i lekko przymyka oczy, ale i tak widzę w nich zmieszanie i chyba strach. Strach? Przed czym? No jasne, może mnie stracić, jeżeli już tego nie zrobił.
     - C-co? O czym ty mówisz? - wypala jąkając się. Widać, że nie wie co powiedzieć. Posyłam mu kpiący uśmiech.
    - O tym, że jeżeli nie możesz go zaakceptować, to ja odejdę. Dziecko jest moje i to ja będę o nim decydowała! - powiedziałam poważnie. Zlustrowałam go od stup do głów i cicho, sama do siebie prychnęłam.
    Odwróciłam się w napięcie i ruszyłam do salonu, by zabrać moją torebkę. Gdy weszłam do pomieszczenie byli już tam Fabien i Francesca. Na mój widok poderwali się z sofy. Stali jak słupy przyglądając mi się uważnie. Chcieli co ze mnie wyczytać.Ale ja się nie dam. Przy świadkach nie uronię żadnej łzy. łzy, które spowodował Verdas.
    Chwyciłam czarną torebkę, jeszcze raz zmroziłam przyjaciół wzrokiem i gniewnym krokiem wyszłam z salonu. Koło drzwi frontowych stał Leon  Opierał się o jasną komodę. Miał spuszczoną głowę.
    Westchnęłam cicho i z podniesioną głową przeszłam koło niego, a następnie wyszłam z domu. W drodze do furtki usłyszałam jego głos.
    - Violetta, proszę. - głos miał zaniepokojony. Ale ja nie zwracałam na to uwagi. Dalej szłam przed siebie.

     Wolnym krokiem szłam w stronę domu moich rodziców. Teraz tak myślę, że ta cała farsa... to szczeniacki wyczyn. Mogła jeszcze porozmawiać z Leonem, ale ja wiem lepiej. Smuci mnie wieść, że możliwe już nigdy nie spotkam się z Verdasem, a moje dziecko nie pozna ojca. No, ale co poradzisz, takie życie. Widocznie nie byliśmy sobie pisani.
    Na tą myśl w moim gardle pojawia się wielka gula, ale łzy zostawiam na później.
    Nagle czuję jak mój telefon zaczyna wibrować. Szybko wyciągam go z torebki i spoglądam na wyświetlacz. W głebi liczyłam na to, że to będzie Leon. Lecz nie. To jego matka.
    - Słucham? - mówię po odebraniu, spokojnym głosem.
   -  Witaj Violetto. - zaczyna zimnym i surowym głosem. Tak jak by nie ona.
    - Dzień dobry. Coś się stało? - pytam spowalniając krok.
    - Czy dobry to się jeszcze okaże. Chce byś przyszła do mnie jak  najszybciej. - mówi zwięźle. Na to zatrzymuje się. Nie wiem, czy chcę z nią teraz rozmawiać.
    - No nie wiem czy... - zaczynam mówić spokojnym głosem, pocierając rękę kark.
    - To nie było zaproszenie. Masz przyjść. Czekam. - rzuciła surowo i się rozłączyła. Jej delikatny głos i ten surowy ton sprawiają, że mam na plecach gęsią skórkę. A ją co ugryzło. Zawsze była taka miła. Choć słyszałam, że bywa wredna.
    No cóż... nie mam nic innego jak pójść do niej. Ciężko wzdycham i wybieram numer do taksówki.



***


    Gdy samochód zatrzymuje się koło domu Państwa Verdas, płacę kierowcy i wychodzę z taksówki. Rozglądam się do okoła i na posesji Verdasów widzę dwa samochody - biały jaguar i czarne audi a7.
    Skubani szybsi. Pewnie już Lien o wszystkim wie. Ta a teraz mamusia będzie ratować całą sytuację. Żałosne
    Podchodzę do drzwi i, a one jak na zawołanie otwierają się. Staje w nich wysoka piękna blondynka. Jej włosy, choć farbowane są gęste i błyszczące. Starannie wyprostowane sięgające prawie do połowy łopatek. Jest ubrana w czarne idealnie przylegające rurki i białą elegancką koszulkę. Na nogach ma czarne, wysokie szpilki. Nigdy bym nie pomyślała, że ta drobna kobieta mogła urodzić bliźniaków. Jej figura jest idealna. Aż dostaję kompleksów. Daj Boże bym i jak tak wyglądała w jej wieku.
    -Choć. - burczy sucho, wydymając przy tym usta pokryte wiśniową pomadką. Posłusznie idę za nią. Słyszę tylko nasze kroki. i jakoś nie wróży mi to nic dobrego.
    Gdy wchodzimy do świetnie urządzonego salonu na kanapie zauważam dwie znajome osoby. Francesca i Fabien.
    - Masz coś do powiedzenia? - pyta odwracając się w moją stronę. Marszczę brwi.
    - Ja? - pytam ostro dla pewności. - Nie. - mówię kręcąc głową. Nie dam się by zwalili całą winę na mnie.
    - Nie? Ja mam inne zdanie. - mówi pewna siebie plecąc ręce na piersi. Na pierwszy rzut oka widać, że nie podda się puki nie dopnie swego. Znalazła ciężką rywalkę.
    - No to proszę. Wyraź je. - rzucam stając pewnie na drewnianej podłodze. Widzę jak Włoszka i chłopak kurczą się w sobie.  
    - Jak mogłaś... - zaczyna surowym tonem, ale nie daję jej dojść do słowa.
    - Jak mogłam tak postąpić z twoim synem? - pytam kpiąco dla pewności. Chyba ją rozbroiłam. Uśmiecham się sama do siebie.
    - Nie. - mój uśmiech od razu znika. - Jak mogłaś byś taka głupia. - mówi tak jak by to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
    - Słucham? - pytam zbita z tropu.
    - Nie rozumiem jak mogłaś tak perfidnie kłamać. Ty w tej głowie coś masz? - pyta retorycznie, a ja mam zamiar ją udusić i jeże li ktoś mnie nie powstrzyma to to zrobię. 
    - Fabien mnie zmusił! - bronię się pokazując ręką na bruneta. Blondynka prycha.
    - Czym? - krzyczy wymachując nerwowo rękoma. - Tym pieprzonym zdjęciem?! - krzyczy. Widać, że straciła nad sobą panowanie.
    - Tak, dokładnie. - też zaczynam krzyczeć
    - Jesteś jakaś pokręcona, że wdałaś się w to bagno z tymi idiotami! - nadal krzyczy. I nie chce opanować swoich nerwów. Widzę to.
    - Nie waż się do mnie tak odzywać! - wrzeszczę na kobietę, a ta robi kilka długich kroków tym samym stając przede mną. Stoimy teraz twarzą w twarz. Obie gotowe do ataku.
    - Bo co? - mówi już ciszej, ale wyzywająco. Nigdy bym nie pomyślała, że ona może taka być.
   - Spokój! - krzyczy Francesca. Odwracamy głowy w bok i widzimy zagniewaną dziewczynę, a za nią Fabiena. Pewnie byli już w gotowości by nas rozdzielić.
    Kręcę głową i wlepiam w nich swój obrzydzający wzrok.
    - Zdrajcy. - mówię ciężko.



***


Witam was wszystkich :d
Mamy nowy rozdział i sądzę, że nawet nie źle mi wyszedł. Tą kłótnię z mamą Leona wymyślilam już dawno, a jeszcze dzisiaj nie wierzyła w to, że to napiszę, ale jakoś wymyśliłam. ^^
Bardzo dobrze mi się to pisało i długość jest nawet zadowalająca. Boże, zdałam sobie sprawę, że nie umiem języka Polskiego. :P

Dziękuję za wasze komentarze <3 I oczywiście czekam na nowe
Pozdrawiam

     Lucy
 

7 komentarzy:

  1. Fantastyczny *__*
    Boże, nagle Leon stal sie powalonym sukinsy**m ;-;
    Skóry za słownictwo, ale inaczej sie nie da ;-;
    Chce zabić ich dziecko, a potem myśli ze wszystko będzie ok a Violetta tak po prostu sie do niego przytulia?!
    Przez to wszystko, te kłamstwa to Violetta została sama :(
    I nie mowie tu tylko o Leonie ale teraz Fabiana i Fran chyba tez stracila ;(
    Od teraz synonimem do imienia Leon, będzie debil
    Czekam *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział ;*
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny *_____* ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo cudny *.*
    Leon mnie strasznie wkurza xD
    Jak on może się tak zachowywać ?
    Szkoda mi Vilu :C
    Czemu ją wszyscy opuścili ? -,-
    Czekam na next ^^
    Do zobaczenia ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział nie mogę się doczekać co w następnym :)Nie każ nam długo czekać

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette